SPECJALNIE DLA NAS – ROBERT STAŃKO, PREZES KLUBU PRZYRODNIKÓW ZE ŚWIEBODZINA

Robert Stańko to przyrodnik z zamiłowania oraz prezes Klubu Przyrodników w Świebodzinie. Naszego rozmówcę pytaliśmy o działalność podmiotu, ale również o eksploatację planety i katastrofę na Odrze.

Nasz rozmówca urodził się w Komańczy, małej wsi w pięknych i dzikich Bieszczadach. Zapewne to bezpośrednie sąsiedztwo natury niezniszczonej ręką ludzką rozbudziło w nim pasję ekologiczną. Już jako mały chłopiec, za namową brata zapuszczał się na leśne wycieczki z lornetką w ręku, by podpatrywać zwyczaje tamtejszych ptaków. Jak sam przyznaje, atlas ornitologiczny studiował pieczołowicie kilka razy w tygodniu, by bez problemu odróżniać gatunki bieszczadzkich ptaków. Zainteresowanie ptakami doprowadziło pana Roberta do członkostwa w Polskim Klubie Zoologicznym. Od 16. roku życia jest on też członkiem Klubu Przyrodników w Świebodzinie. Obecnie zaś zajmuje fotel prezesa Klubu Przyrodników i może pochwalić się prężną działalnością swojej organizacji.

Jaka jest misja Klubu Przyrodników i na czym skupia się Wasza działalność?

ROBERT STAŃKO, przyrodnik: Misja sprowadza się do jednej, podstawowej sprawy – ochrony przyrody i przyrodniczych walorów w naszym kraju. Jest to działalność na wielu kierunkach równolegle. Zabiegamy o to, by objąć formą ochrony prawnej najcenniejsze zachowane fragmenty przyrodniczych terenów. Drugi filar działalności to edukacje, między innymi konkursy przyrodnicze dla dzieci i młodzieży organizowane w placówkach oświatowych. Trzecim filarem jest realizacja konkretnych działań ochronnych, na które pozyskujemy fundusze krajowe, ale głównie unijne. To również konkretne działania z zakresu ochrony przyrody – ratowanie torfowisk czy przywracanie użytkowania półnaturalnych ekosystemów. Ponadto jesteśmy stowarzyszeniem, które prowadzi działalność gospodarczą. To wynika z dwóch najważniejszych powodów. Daje nam ona możliwość zapewnienia wkładu własnego w projekty z zakresu czynnej ochrony przyrody. Wykonujemy również różnego rodzaju plany ochrony, głównie rezerwatów, ale też parków krajobrazowych – do tego też przydaje się działalność.

Klub Przyrodników kładzie duży nacisk na działania zmierzające do realnego, aktywnego wpływania na kształt prawa polskiego oraz europejskiego z zakresu ochrony przyrody. Jak wyglądają te działania?
Przygotowujemy projekty planów ochrony, chcemy też wpływać na kształt aktów prawnych w skali Polski, ale próbujemy też oddziaływać w szerszej skali. Aktywnie uczestniczymy w różnych procedurach prawnych, gdy są ogłaszane konsultacje dotyczące wydawanych rozporządzeń przez ministra klimatu i środowiska. Ponadto bierzemy udział w różnego rodzaju procedurach administracyjnych, bo jako stowarzyszenie mamy takie prawo. To różne procedury, od spraw lokalnych (np. wycinka cennej alei drzew) po opiniowanie aktów prawnych dotyczących ustawy o ochronie przyrody czy rozporządzenia o gatunkach chronionych.

Panie Robercie, ludzie nieustannie mocno eksploatują planetę. Kiedy może dojść do momentu, w którym zasoby naturalne zaczną się kończyć?
To trudne pytanie. Wydaje mi się, że nie ma człowieka, który potrafiłby na nie odpowiedzieć. Można tę sytuację porównać do ściany, z której wyciągamy cegły. Budowlańcy i naukowcy mniej więcej są w stanie przewidzieć kiedy ta ściana się zawali. Natomiast są jeszcze inne czynniki, wpływająca na osłabioną ścianę, na przykład podmuch wiatru czy zderzenie z samochodem osobowym. Wiemy więc, że ściana się zawali, ale nie potrafimy określić kiedy. Tak samo jest z naszą planetą jako jednym wielkim ekosystemem i pojedynczymi ekosystemami, które występują na planecie. Wiemy, że dzieje się coś złego i że czegoś ubywa. Kiedyś to wszystko się zawali, ale nikt nie jest w stanie przewidzieć kiedy. Natomiast jesteśmy w takim momencie, że przyrodnikom i naukowcom czy klimatologom wydaje się (i mają na to dowody naukowe), że jesteśmy na granicy. Zbliżamy się do momentu, w którym nie będzie można już tego procesu zatrzymać. W każdej chwili może coś się stać, gdzie nie będziemy w stanie zahamować tej degradacji.

Często się słyszy, że hodowla mięsa to kwestia kilkudziesięciu lat i ludzie będą musieli przerzucić się na owady.
Może dojść do takiej sytuacji. Nikt pewnie tego nie zakaże, ale większości ludzkości nie będzie na to stać.

Gdy dojdzie do tego krytycznego momentu co jeszcze może się stać? Zabraknie słodkiej wody?
Mogą wystąpić różne scenariusze. Nasza planeta jako jeden wielki ekosystem jest uzależniona od tylu czynników, że najlepsze komputery nie są w stanie przeprowadzić jakiejkolwiek symulacji co się stanie. Przede wszystkim może stać się tak, że ekosystemy utracą mechanizmy samoobrony, które posiadają. Tak dzieje się z niektórymi gatunkami drzew, z powodu suszy są osłabiane. Mam tu na myśli świerk pospolity. Zamiera masowo w całym kraju. Z powodu braku wody jest osłabiony. Gdy jest osłabiony jest mniej odporny na atak patogenów. Zupełnie tak samo jest z organizmem ludzkim. Jeśli niektóre gatunki nagle się wyłączą z ekosystemu, wszystko może zacząć się walić. Dobrym przykładem są pszczoły. To prosta zależność. Gdy nie ma pszczół, zaczyna brakować owoców, różne rośliny przestają być zapylane i człowiek bezpośrednio to odczuwa.

Jakie ma Pan zdanie na temat katastrofy ekologicznej na Odrze. Co tam się wydarzyło?
Mogę zgodzić się z tezą, że mogło dojść do zwiększonego zrzutu wód zasolonych. Wiemy, jaki był skutek, ale do końca nie znamy przyczyny. Wiemy, że pojawiły się glony, które produkują toksyny dla ryb. One pojawiają się tam, gdzie jest woda zasolona. Teraz kwestia czy ktoś zrzucił więcej wody zasolonej lub o wyższym zasoleniu czy zrzucał tyle samo, ale z powodu suszy jest mniej wody i ta sól nie została rozcieńczona. Ja się skłaniam ku temu, że nie było zwiększonego zrzutu wód lub ścieków o podwyższonym zasoleniu. Było mało wody w Odrze i stężenie soli było zbyt duże, dodatkowo była podwyższona temperatura.

W jaki sposób można odpowiedzialnie korzystać z dobrodziejstw Matki Natury, by jej nie szkodzić? Czy na przykład ognisko w lesie jest działaniem szkodliwym?
Z wszystkiego możemy korzystać i nie możemy mówić, że ognisko rozpalone w lesie jest czymś strasznym. Natomiast jak korzystać z tego środowiska? To kolejne trudne pytanie. Przede wszystkim powinniśmy korzystać w taki sposób, by ze środowiska mogły korzystać rośliny i zwierzęta w co najmniej takim samym stopniu. Należy więc korzystać z umiarem, musimy się samoograniczać, nie możemy sobie pozwolić na korzystanie w sposób dowolny, bo środowisko ma ograniczone zasoby i możliwości obrony i prędzej czy później się to dla nas źle skończy.

Jakie obszary województwa lubuskiego poleca Pan odwiedzić w kontekście obcowania z naturą?
Województwo lubuskie jest wbrew pozorom dość mocno zróżnicowane przyrodniczo. Osoby o różnych preferencjach przyrodniczo-rekreacyjno-turystycznych mogą znaleźć tutaj różne atrakcje. Mamy dużo bardzo czystych jezior, tak zwanych jezior ramienicowych. Koło Torzymia takim najbliższym bardzo interesującym jeziorem jest Jezioro Jasne. To przepiękne jeziora z przeźroczystą wodą, której widoczność przekracza 10 metrów. Do niektórych jest dostęp i można je zobaczyć, wykąpać się, pospacerować. Mamy też fajne doliny rzeczne ze słabo zaludnionymi terenami – na przykład Dolina Ilanki. Tych miejsc jest sporo. Warto też pamiętać o Ujściu Warty. Dolina Warty powyżej Parku narodowego Ujścia Warty to ewenement na skalę środkowo-europejską. Z kolei na Ziemi Lubuskiej mamy kawałek Drawieńskiego Parku Narodowego. Rzeka Drawa i jej dopływy to raj dla kajakarzy czy wędkarzy. To perełki, które warto odwiedzić.

Rozmawiał Filip Praski