WÓJT ŁAGOWA CZESŁAW KALBARCZYK W ROZMOWIE SPECJALNIE DLA GAZETY „FORUM”

Niby blisko gminy Torzym na mapie, a jakże daleko, jeśli chodzi o dynamikę rozwoju. Łagów – gmina podobnej wielkości, na dodatek bez bezpośredniego zjazdu autostradowego imponuje rozmachem inwestycyjnym. Wystarczy przynajmniej chwilę pobyć w budynku Urzędu Gminy, wystarczy jedna, druga rozmowa z jego pracownikami, by zrozumieć, że tam praca wre, cały czas coś się dzieje, jedna sprawa goni drugą, a najczęściej trzeba się zajmować kilkoma naraz. Tu trzeba być naprawdę obrotną osobą i znakomicie orientować się w swojej „działce”, by nadążyć za wójtem Czesławem Kalbarczykiem, który strzela jednym pomysłem za drugim, a potrzeby mieszkańców zna na wylot. I którego oczkiem w głowie jest analiza wszystkich ścieżek, dzięki którym można znaleźć dofinansowanie na gminne inwestycje.

Czytałem pańskie wypowiedzi z początku pierwszej kadencji. Duży nacisk kładł pan na możliwość szukania dofinansowania zewnętrznego. I – patrząc na gminę Łagów – to się chyba udaje?
CZESŁAW KALBARCZYK, wójt Łagowa:
To prawda, taka idea mi przyświecała i nadal przyświeca. Bo co moglibyśmy zrobić bez dofinansowania? Jedną trzecią, jedną czwartą wszystkich inwestycji, które realizowaliśmy przez ostatnie lata. Cieszę się, że udaje nam się iść tą ścieżką, bo dzięki dofinansowaniu robimy inwestycje, które zostają na wiele, wiele lat. Dzisiaj ja jestem wójtem, potem będą następni wójtowie, a efekty inwestycji zostaną. Faktycznie założyłem sobie, że będę się starał ściągać fundusze skąd tylko się da i to realizujemy. Nie tylko mówimy tu tylko o środkach unijnych, nie tylko o Polskim Ładzie. Walczymy o środki z Regionalnego Programu Operacyjnego czy z PROW-u, funduszy rządowych, funduszu covidowego.

Dzięki temu oszczędzacie środki własne.
Ze środków własnych wykonujemy tylko drobne inwestycje, to, co potrzebne na szybko dla mieszkańców. Szukamy dofinansowania nawet na tak drobne rzeczy jak ogrodzenie boiska – z Urzędu Marszałkowskiego dostaliśmy 15 tysięcy. Niewiele, ale jednak znów coś nam „skapnęło”, znów nie musieliśmy całości robić z własnych środków, a ogrodzenie jest. Te 15 tysięcy to dla nas także ważna suma, bo patrząc całościowo daje możliwość wykonania następnej inwestycji. Zrobiliśmy dwie przepiękne siłownie z prawdziwego zdarzenia, po 50 tys. każda, w Toporowie i Sieniawie. Tu z kolei kluczowe było wsparcie z funduszu Ministerstwa Sportu i Turystyki.

Imponującą kwotę dostaliście z Polskiego Ładu.
W pierwszej edycji Polskiego Ładu dostaliśmy dofinansowanie 9,025 mln całą infrastrukturę wodno-kanalizacyjną z odwiertem i uzdatnianiem wody Poźrzadło-Czyste. 95 procent to dofinansowanie z Polskiego Ładu, a 5 procent w tej inwestycji to wkład własny, co niestety może się zmienić. Ceny idą w górę, robocizna w górę, kosztorysy się zmieniają. Czyli te 5 procent to teoria, a zobaczymy, jak to będzie wyglądało po przetargu, który właśnie teraz ogłaszamy.

Na wysokość dofinansowania to nie ma wpływu?
Oczywiście – nie. Wszystkie koszty ponad przewidzianą przez program kwotę spadną na nas. No, ale nawet, gdyby 10 procent trzeba było ostatecznie dołożyć, to i tak w sumie będziemy zadowoleni, bo bez takiego dofinansowania nie bylibyśmy w stanie sami tego wykonać. To ogromna inwestycja, na którą nie byłoby nas stać. Musielibyśmy zaciągnąć kredyt na wiele, wiele lat i to byłoby duże obciążenie. Z tego powodu nie moglibyśmy robić nic innego.

To jedna z waszych sztandarowych inwestycji obecnie?
Inwestycji mamy bardzo dużo, ale ta jest oczywiście bardzo ważna. Nie mamy jeszcze, niestety, skanalizowanych wszystkich miejscowości, co jest ogromnym obciążeniem dla budżetu gminy. Jesteśmy gminą turystyczną i kanalizacja i wodociągi to dla nas podstawa egzystencji. Robimy to etapami. Przed poprzednimi wyborami za około 5 milionów złotych wykonaliśmy kanalizację w miejscowości Żelechów z doprowadzeniem ścieków do oczyszczalni w Gronowie. I następnym etapem jest właśnie Poźrzadło-Czyste. Zostanie nam Niedźwiedź i Kosobudz. A przy tym jeszcze modernizacja oczyszczalni w Toporowie, która ma ponad 30 lat.

Polski Ład jest już na etapie następnych naborów.
Złożyliśmy w sumie pięć wniosków do Polskiego Ładu w drugim i trzecim naborze. Jednym z nich był wniosek na drogi i na wymianę rur azbestowych w Żelechowie, a do tego na hydrofornię. Praktycznie Żelechów dostałby cała nową infrastrukturę wodną. W drugim – na 4,5 miliona – na Łagówek. Chodzi o drogi, chodniki, wjazdy, całość tej infrastruktury w miejscowości, która bardzo dynamicznie się rozwija i w której nie nadążamy łatać dziur. Do tego na oczyszczalnię ścieków w Toporowie – praktycznie chodzi o wykonanie nowej za około 6 milionów. Myśląc przyszłościowo, tam będą musiały być podłączone dwie inne miejscowości, czyli Niedźwiedź i Kosobudz. I jeszcze jeden wniosek – na termomodernizację z zagospodarowaniem terenu szkoły w Toporowie.

Ale też samorządowcy mają różne opinie o Polskim Ładzie. Są plusy, są minusy.
Jeśli mówimy o inwestycjach, to oczywiście Polski Ład jest bardzo korzystny dla gminy. Jeśli jednak mówimy o zmniejszeniu wpływu z podatków, to jest dużo racji w tym, że to może być kłopotliwe. Ostatni czas w ogóle, jeśli chodzi o wpływy z podatków nie był najlepszy. W ubiegłym roku wystąpiliśmy o dotację wyrównawczą i dostaliśmy 1,3 mln złotych, bo nasze dochody były dość mocno ograniczone. Restauracje, bary, hotele – w czasie, gdy były pozamykane, nie były odprowadzane podatki i siłą rzeczy do nas też pieniądze nie wpływały. Wyrównanie oczywiście pełnej kwoty nam nie zwróciło, ale tym niemniej dzięki niemu można było niektóre inwestycje przeprowadzać. Na koniec roku z budżetu państwa dostaliśmy też milion złotych nagrody za pierwsze miejsce w powiecie w programie promocji szczepień. W miesiącach letnich bardzo mocno promowaliśmy tę akcję, także wśród turystów i wyszło na to, że zaszczepiliśmy… więcej osób niż mamy mieszkańców.

Czyli nie czekacie z założonymi rękoma, walczycie o zminimalizowanie skutków całej sytuacji?
W ciągu dwóch kadencji skoczyliśmy z 14,5 miliona budżetu na 37,12 milionów, a w tym 15,8 to tegoroczne wydatki inwestycyjne. Mało komu się udaje taki proces. Na nasz plan inwestycji pracowaliśmy trzy lata. Pomysły, dokumentacje, przetargi, umowy. To nie jest tak, że z roku na rok można coś przeprowadzić, oczywiście jeśli mówimy o tych dużych, poważnych zadaniach.

Tematem istotnym zawsze są drogi.
Woda, kanalizacja i drogi dojazdowe – to są te nasze największe zagadnienia, najważniejsze dla mieszkańców. Mamy tu jeszcze trochę problemów, ale staramy się z nimi uporać. Dziś na przykład na osiedlu Kolonia trwa duża inwestycja za około 4 miliony, z czego 1,6 miliona pozyskaliśmy z Funduszu Dróg Samorządowych. A też trzeba dodać, że przed położeniem chodników uzupełniamy sieć kanalizacyjną i wodną. Gdybyśmy tego nie zrobili, trzeba byłoby potem te chodniki rozbierać, co byłoby absurdem i niegospodarnością. Ze starostwem powiatowym, z którym dzielimy się kosztami 50/50, w tym roku zaplanowaliśmy drogę Toporów – Niedźwiedź. Też wspólnie z powiatem w dwóch etapach zrobiliśmy chodnik w Sieniawie na całej długości tej miejscowości. Przez lata tam narzekano, że jest niebezpiecznie bo jeżdżą duże samochody.

Mówił pan, że szukacie wsparcia dla inwestycji w wielu miejscach.
Bo w ogóle inwestycji jest bardzo dużo. Pozyskaliśmy 400 tys. z budżetu państwa z covidowych pieniędzy na dodatkowy odwiert w Łagowie i uzdatnianie wody. W całości przetarg na ponad pół miliona. Jest już ogłoszony przetarg na główny parking przy ulicy Spacerowej – tu pozyskaliśmy 850 tysięcy z Regionalnego Programu Operacyjnego. Także z RPO mamy dofinansowanie na przepompownię przy ul. Spacerowej. To główna przepompownia w Łagowie – gdzie trafiają ścieki także z Łagówka, Jemiołowa czy Sieniawy. Powstają nowe osiedla, przybywa ścieków, a przepompownia jest awaryjna i niewydolna. W sumie jest to inwestycja na 2,7 miliona złotych, bardzo ważna dla ochrony środowiska. Natomiast z Programu Obszarów Wiejskich mamy dofinansowanie na sieć kanalizacyjną i wodną w Stoku, gdzie instalacje mają już 40 lat i konieczna jest wymiana. W ubiegłym roku dokończyliśmy narożnik muru przy zamku. Robiliśmy to etapami, a kosztował nas 1,5 miliona złotych. Tu było dofinansowanie od ministra kultury.

Sporo…
Ale też wymieniam to, żeby właśnie pokazać, że wszędzie mamy dofinansowanie. Czy to będzie 50 procent, czy 63 procent, czy wyjdzie nawet na to, że to jest 40, ale jest. Nie wykonujemy inwestycji tylko z własnych funduszy i dzięki temu możemy więcej po prostu. Dzięki temu w każdej naszej miejscowości coś się dzieje, coś się robi. Łagów – tu są ważne inwestycje, ale też wszystkie miejscowości okoliczne mają swoje tematy. Dla mnie na przykład ważną inwestycją, bo zabiegi o nią trwały wiele lat, była na wskroś nowoczesna, ogromna świetlica w Stoku, która będzie mogła służyć całej gminie. Krok po kroku ją robiliśmy i udało się.

Na tak imponującą liczbę inwestycji, o których pan mówi, trzeba dużo energii i zaangażowania. Trudno to ogarnąć?
Cały urząd na to pracuje, łącznie z księgowością, na którą spada też dużo zadań. Oczywiście najwięcej pracy mają te osoby, które pracują bezpośrednio przy inwestycjach, bo tu trzeba zadbać o wszystkie szczegóły. W praktyce wszyscy muszą pracować na wysokich obrotach, bo tej pracy jest więcej i jest ona bardziej odpowiedzialna. To oczywiste, że mamy przecież kontrole – czy wszystko jest procedowane i wydatkowane zgodnie z założeniami. Mieliśmy kontrolę NIK, podczas której szczegółowo badano pieniądze wydatkowane z budżetu państwa, mieliśmy też kompleksową kontrolę z RIO, która trwała ładnych parę miesięcy. Wyniki były dla nas pozytywne – mogę powiedzieć, że nasi pracownicy zdają egzamin. Cieszę się, że pracuje tutaj tylu ludzi i że są oni godni zaufania.

Rozumiem, że macie konkretny wydział inwestycji. Ile osób tam pracuje?
W wydziale inwestycji pracują trzy osoby, ale trzeba dodać – jak już wspominałem – że praktycznie wszyscy w urzędzie ten wydział wspomagają. Składamy ogrom wniosków, oczywiście nie wszystkie przechodzą – to naturalne, ale z tego, co się nam udaje, cieszę się. No i najważniejsze, że na końcu mamy możliwość wykonywania tych inwestycji, czyli że jesteśmy w stanie zapewnić wkład własny do ich realizacji.

A jak sobie radzicie z gospodarką odpadami? To bywa w niektórych gminach potężnym obciążeniem dla budżetu.
Wiele gmin ma ogromny problem ze szczelnością tego systemu. My na to zwracamy bardzo dużą uwagę. Prowadzimy kampanię informacyjną, są kontrole, są wezwania do uzupełnienia deklaracji i skutek tego jest pozytywny. System przyniósł nam wyższe niż w ubiegłych latach dochody.

Wyższe? To się często nie zdarza.
Jeśli wszyscy będą sumiennie płacili za śmieci, stawka może być niższa, a budżet na tym nie ucierpi. Jeśli nie, to co z tego, że przewoźnik obniży cenę, skoro i tak na „bramce” trzeba będzie zapłacić za tony nadwyżki śmieci, a na końcu wpadnie to do obciążeń budżetu. Jeśli system nie jest uszczelniony, niestety płacą za to ci uczciwi mieszkańcy. U nas cały sztab ludzi, łącznie z sołtysami, pracuje na to, żeby gospodarka odpadami była sensowna i byśmy mogli dokładnie wyliczyć koszty. Dzięki temu możemy zaoferować mieszkańcom stosunkowo niską stawkę, porównując to do innych w powiecie – 28 zł z kompostownikiem, 29 złoty bez kompostownika od osoby, oczywiście za śmieci segregowane.

Kiedyś, wspominając cele, jakie panu przyświecają, wspomniał pan o poprawieniu kontaktów z mieszkańcami. Udało się?
Przez wiele lat funkcjonowałem w naszej gminie jako radny, co sprawiło, że miałem bardzo dobry kontakt i z mieszkańcami, i z sołtysami. To mi zostało do dziś. Nie ma zebrania wiejskiego w całej gminie, na którym bym nie był obecny. Mało tego, mieszkańcy mają do mnie wstęp otwarty. Nie mam wyznaczonych godzin czy dnia dyżuru. Kiedy tylko nie jestem zajęty, można do mnie wejść. Bywa nawet, że zdarza się mi wyjść z jakiego spotkania, gdy wiem, że ktoś do mnie przyjechał gdzieś z daleka, albo to była dla niego jakaś trudność. Słuchanie mieszkańców, otwartość, to jest coś bardzo ważnego w mojej pracy, tak uważam.

Wspomniał pan o sołtysach…
Bardzo cenię sobie współpracę z sołtysami. Szczególnie w czasie pandemii to było absolutnie kluczowe, gdy nie można się było spotykać w szerszym gronie. Sołtysi byli na miejscu, w swoich wioskach, zawsze im było łatwiej skomunikować się ze swoją społecznością i przekazać mi informacje czy uwagi. A do tego muszę powiedzieć, że nasi sołtysi są bardzo zaangażowani i pomagają w wielu sprawach. Czasami są to rzeczy naprawdę przyziemne typu „zwalony konar”, ale przecież nie mniej ważne dla lokalnej społeczności. Warto słuchać głosu sołtysów, bo to ludzie, którzy wszystko wiedzą o swojej miejscowości.

Zdarza się, że gdzieś funkcja sołtysa nie jest obsadzona?
Nie. Mamy 12 sołectw i nie ma takiej sytuacji, by w którymś nie było sołtysa. Sołtys ma pierwsze zderzenie z mieszkańcem. Pierwsze co, to mieszkaniec pójdzie właśnie do sołtysa i radnego. Ja sobie to cenię i cenię tę wiedzę. I muszę powiedzieć, że także dzięki postawie sołtysów mamy tyle inwestycji – już zakończonych albo tych trwających.

Pan wywodzi się stąd, z gminy Łagów?
Jestem z Kosobudza, przepiękna mała miejscowość turystyczna, dwa jeziorka, lasy, spokój, cisza.

Jak to się stało, że wciągnął się pan w samorząd?
Kosobudz jest bardzo małą miejscowością, a trzeba pamiętać, że kiedyś nie funkcjonował fundusz sołecki. Na każde sołectwo było raptem symbolicznych kilkaset złotych. Trudno było coś zaplanować, wykonać „odgórnie”. My – młodzież – musieliśmy się więc sami organizować, jeśli chcieliśmy coś zrobić. Różnego rodzaju czyny społeczne, zawody wędkarskie, konkursy dla dzieci – to wszystko z czasem się fajnie rozwijało. Na tyle fajnie, że przeciągaliśmy osoby spoza naszej miejscowości. Proszę sobie wyobrazić, że u nas mieszkało może 20, może 25 dzieci, a na festynach organizowanych przez nasze koło wędkarskie, którego byłem przewodniczącym, bywało i ponad sto. Bo przyjeżdżali do nas ze wszystkich stron, z okolicznych miejscowości. I nikt od nas nie wyszedł bez jakiejś nagrody czy upominku. A nie mieliśmy żadnego dofinansowania, na wszystko trzeba było poszukać funduszy, na przykład od sponsorów i jakoś się to udawało. Nawet tak atrakcyjne nagrody jak nowiutkie rowery udało się nam załatwić.

Czyli można powiedzieć, że ta samorządowa „krew” to u pana coś naturalnego?
Tak to się poukładało, że człowiek cały czas coś robił, organizował. Od młodzieńczych lat. Mieliśmy bardzo zaniedbaną świetlicę w Kosobudzu – sami wyremontowaliśmy w niej sufit, brakowało toalet, to dobudowaliśmy toalety. W 2003 roku zorganizowaliśmy festyn na 500-lecie Kosobudza – bez żadnych pieniążków z budżetu gminy! Nawet Bayer Full u nas zagrał. Wyprodukowaliśmy na przykład cała serię widokówek Kosobudza, sprzedawaliśmy je i z tego też były fundusze. A na festynie były setki ludzi – nawet ze Świebodzina do nas przyjeżdżali. Uznaliśmy wtedy, że trzeba to kontynuować rok po roku. Pewnie, mnóstwo czasu to zabierało, mnóstwo czasu człowiek na to poświęcił, bywało, że kilka cierpkich słów w domu można było usłyszeć, bo siłą rzeczy nie na wszystko czasu wystarczało, ale jak ma się w sobie taką żyłkę aktywności społecznej, to wir działań potrafi porwać.

Z tego co pan mówi, jasno widać, że nie trzeba tylko czekać na to, co spadnie z góry, tylko inicjatywa oddolna jest też istotna.
Ba, najważniejsza! Bo – po pierwsze – jednoczy ludzi, po drugie – nieraz z niczego można wykonać piękną pracę, a niekoniecznie są do tego potrzebne w takich sytuacjach duże pieniądze.

Fundusze sołeckie w waszej gminie funkcjonują?
Gdy tylko ustawa umożliwiła zakładanie funduszy sołeckich, cała nasza rada była na „tak”. Weszliśmy w fundusze sołeckie jako jedni z pierwszych w okolicy. Czasami niektóre samorządy się wahały, nie wiedziały jak to będzie wydawane, jak się zachować. My nie mieliśmy żadnych wątpliwości. I dzisiaj z perspektywy czasu to było bardzo pozytywne posunięcie, bo przynosi to korzyści dla wszystkich i bardzo skutecznie przekłada się na działania w sołectwach. Zwłaszcza wtedy, gdy na te małe, drobne inwestycje – gdzieś tam potrzebna jedna lampa, dodatkowe urządzenie na plac zabaw albo do siłowni, czy kawałeczek chodnika albo wjazdu – mieszkańcy danej miejscowości poprzez zebrania wiejskie sami mogą przeznaczać środki. I to jest prawdziwa demokracja.

Rozmawiał Marcin KALITA