ROZMAWIAMY Z REMIGIUSZEM LORENZEM, BURMISTRZEM MIĘDZYRZECZA

Z wykształcenia – inżynier budownictwa, z zamiłowania – audiofil, zapalony turysta i rowerzysta, a także miłośnik renowacji starych pojazdów i mebli, z powołania – niewątpliwie samorządowiec. Remigiusz LORENZ (na zdjęciu z paniami, które dbają o najbardziej potrzebujących pomocy w gminie Międzyrzecz – dyrektorem Ośrodka Pomocy Społecznej Eweliną Niwald-Brzuśnian (z lewej) i kierownikiem Środowiskowego Domu Samopomocy Katarzyną Nyczak-Walaszek) od siedmiu lat pełni funkcję burmistrza gminy Międzyrzecz, ale z samorządem lokalnym związany już jest od lat 15.

Na wylot zna gminę i miasto, w którym się urodził. Ma głowę pełną wizjonerskich pomysłów i planów na kompleksowy rozwój miasta, ale najważniejsze, że wraz z zespołem, który zbudował, pomysły te potrafi wcielić w życie. – Pieniądz w gminie musi być wydawany w taki sposób, by stawał się napędem do rozwoju – tłumaczy w rozmowie z naszą gazetą.

Gdyby komuś, kto nie zna Międzyrzecza, miał pan w skrócie przedstawić szanse tego miasta, tej gminy, to…?

REMIGIUSZ LORENZ, burmistrz Międzyrzecza: Musimy zacząć od tego, że Międzyrzecz na skrzyżowaniu S3 z A2 ma bardzo dobrą lokalizację. Przez dłuższy czas zabiegałem u władz województwa, ale także u samorządowców oraz u organów władzy państwowej o otwarcie oczu na to, że logistycznie to jest taka dziesiątka na strzelnicy sportowej. Idealne miejsce do tego, by właśnie tutaj organizować centra logistyczne. Warto dodać, że niecałe 100 km od granicy Polski powstaje właśnie jeden z największych portów lotniczych w tej części Europy. To trzeba starać się wykorzystać, bo natura nie lubi pustki. Jeśli my tego nie zagospodarujemy, zagospodaruje ktoś inny. Może sami Niemcy.

I takie centrum powstanie?

Sama infrastruktura bez strategicznego myślenia o wykorzystaniu zasobów nie da efektu, który chce się osiągnąć. Zabiegałem więc o to, by powstało coś takiego jak Miejski Obszar Funkcjonalny i w naszym przypadku tym obszarem jest połączenie: Świebodzin, Międzyrzecz, Sulęcin. Jestem wdzięczny za to, że zarząd województwa lubuskiego dojrzał do tego, że to jest bardzo dobra lokalizacja dla rozwoju nie tylko naszych gmin, ale i całego województwa. Oczywiście, są Gorzów Wielkopolski czy Zielona Góra, ale to ośrodki, które w porównaniu z Warszawą, Poznaniem czy Wrocławiem nie są aż tak eksponowane. Dlatego jest zasadne, by województwo lubuskie spróbowało wykorzystać jak najlepiej właśnie to miejsce, ten punkt: przecięcie dwóch szlaków transgranicznych. I teraz, dzięki wszystkim naszym zabiegom, jesteśmy wpisani w tę strategię – te trzy ośrodki jako właśnie Miejski Obszar Funkcjonalny. To gwarancja puli środków na rozwój, dzięki któremu takie obszary stają się kuźniami małej przedsiębiorczości. Według mnie to jest właściwy kierunek.

Nie wystarczy stać na rozstaju dróg, trzeba mieć jeszcze pomysł, jak ten rozstaj dróg wykorzystać.

Oczywiście. Zresztą podstawą naszych pomysłów i strategii jest nie tylko lokalizacja sama w sobie. Także fakt, że stacjonuje tu 17. Wielkopolska Brygada Zmechanizowana, która dla nas, międzyrzeczan, jest solidnym gwarantem przyszłości. To duży budżetowy zakład pracy, dający zatrudnienie, dający też potencjał, jeśli chodzi o perspektywę rozwoju.

Co najbardziej wpłynęło na pańskie postrzeganie potrzeb Międzyrzecza?

Polska Akademia Nauk kilka lat temu przeprowadziła badanie dotyczące degradacji gospodarczo-społecznej średnich miast. My znaleźliśmy się w pierwszej grupie wymienionych m.in. z Nową Solą, Żarami czy Żaganiem. Mając tę świadomość, jeszcze gdy Wadim Tyszkiewicz był prezydentem Nowej Soli, jeździliśmy wspólnie do minister Jadwigi Emilewicz i wykazywaliśmy konieczność centralnego wspomagania średnich miast. Mieliśmy na myśli nie pomoc jednostkową, a kompleksową. I to się nam udało. Wiele rzeczy pokazywaliśmy wtedy na przykładzie Berlina, który jest takim molochem wysuszającym niemal wszystko wokół. W efekcie we Frankfurcie nad Odrą tak brakuje ludzi, że mieszkania w tej części Niemiec stały się tańsze niż w Polsce.

To prawda – gdy jeździ się po Polsce, często przychodzi do głowy, że średnie i małe miasta są u nas niedoceniane.

Z wykształcenia jestem inżynierem budownictwa. I zawsze powtarzam – żeby budynek dobrze stał, musi mieć dobrą podwalinę. W naszym przypadku na tyle solidną, by uniosła ciężar rozwoju całej gospodarki. Kiedyś usłyszałem taką myśl, że jeśli powstaje jeden duży ośrodek, to oczywiście bardzo dobrze – trzeba się cieszyć. Tylko co wtedy, gdy ten ośrodek upadnie? Właśnie dlatego lepiej mieć gospodarkę opartą na rozproszonych małych, średnich przedsiębiorcach, czy w naszym przypadku średnich ośrodkach miejskich. Wtedy ewentualne kłopoty jednego nie pociągają za sobą kłopotów całego regionu. Na szczęście dostrzeżono to, że metropolitarna polityka powoduje, że duży zastrzyk pieniędzy pozyskiwanych z zewnątrz idzie w wielkie miasta, a te małe muszą się mocno drapać po głowie, co robić.

Powiedział pan o wnioskach płynących z badania PAN. Przy pierwszej lekturze pewnie wrażenie nie było najprzyjemniejsze?

Kiedyś jeden z dziennikarzy zadał mi – w jego przekonaniu chyba podchwytliwe – pytanie: co ja na wspomniane wyniki badania? Chyba był zaskoczony, bo odparłem: nic lepszego niż to badanie nie mogło nas spotkać, bo przecież dla nas to ogromna szansa! Skoro centralnie zdiagnozowano takie problemy, to musi powstać teraz pakiet skutecznych środków, by tę degradację, o której wspominało badanie, powstrzymać. Stąd też między innymi te nasze wyjazdy do instytucji centralnych, liczne rozmowy, przekonywanie, podrzucanie pomysłów. Dziś dzięki temu mamy w strategii zabezpieczone możliwości lokalizacji nowych inwestycji, transportu lokalnego, kwestie rozwiązywania pozyskiwania środków na budownictwo, na energię odnawialną, na całe mnóstwo innych rzeczy. To zaś daje niesamowity komfort w planowaniu.

Czyli liczy się nie szczegół, jak zasypanie przykładowej dziury w jezdni, a ogół?

No tak. To kwestia perspektywy myślenia. Jeśli docelowo chcemy, by na naszym terenie powstały nowe przedsiębiorstwa, czego potrzebujemy, by ten proces się udał i by zabezpieczał potrzeby wszystkich. Na przykład oczyszczalnia ścieków. Mamy zadanie na 63 miliony złotych z dofinansowaniem na 41,5 miliona z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Reszta jest po stronie Międzyrzeckiego Przedsiębiorstwa Wodociągów i Kanalizacji i gminy. Gdy zaczęła się rozmowa o podłączeniu do miejskiego systemu oczyszczania następnych organizmów, jeździłem po sołectwach i tłumaczyłem: nie podłączę trzeciej ręki, gdy serce nie daje rady. Trzeba zacząć właśnie od naszej „pompy”, a potem możemy rozwijać system naczyń połączonych. To inwestycja, która wymagała mnóstwa zabiegów, rozmów, planów. Warto było, bo ona właśnie jest gwarantem, że ja za dwa lata będę mógł z czystym sumieniem i spokojem mówić przedsiębiorcy, który chce tu zainwestować, że nie będzie kłopotu z nieczystościami, które zacznie zrzucać. Nie będzie problemu z wodą. Nie zdarzy się po prostu sytuacja, że będziemy mieli grunty pod inwestycję, ale jako miasto – potocznie mówiąc – nie będziemy mieli możliwości, by to „przerobić”, wykorzystać.

Z tego, co pan mówi, cała wasza strategia jest podporządkowana właśnie temu, by móc te możliwości wykorzystać.

Trzeba budować takie mechanizmy, które spowodują, że przyjdzie do nas inwestor, postawi hale produkcyjne, uruchomi przedsiębiorstwo i będzie odprowadzał nam podatki, co jest dochodem bieżącym gminy. Dlatego, między innymi, jeśli teraz z Polskiego Ładu dostajemy środki, to one nie mogą iść na przysłowiowe „kolorowanki”, tylko muszą zostać zainwestowane w twarde, sensowne działanie, które doprowadzi do tego, że gospodarka napędzi nam w naturalny sposób dochody gminy. Dla mnie to wręcz nasz obowiązek myśleć o tych środkach tak, by się nie rozeszły, tylko by w przemyślany sposób dały na końcu szansę na dodatkowy dochód.

No dobrze, ale to jedna wasza „noga”. Wspomniał pan o drugiej, czyli o wojsku.

Musieliśmy pomyśleć o tym, co zrobić, by Międzyrzecz był atrakcyjny dla tych żołnierzy, którzy tu przejeżdżają, dla pracowników jednostki. Jeśli przyjeżdża tu młody żołnierz czy pracownik, zawsze istnieje szansa, że założy rodzinę. Ale musi czuć, że właśnie tu będzie mu wygodnie i bezpiecznie. Że będzie miał możliwość kształcenia swoich dzieci w odpowiednich warunkach. Stąd właśnie kompleksowa termomodernizacja wszystkich szkół podstawowych. Wybudowaliśmy nowe przedszkole. Wybudowaliśmy kluby żłobkowe w ramach programu Maluch Plus, mimo że żłobek nie jest zadaniem własnym gminy. No tak, tylko nam po prostu zależy na tych młodych ludziach – by oni decydując się na pozostanie w naszej gminie, nie mieli problemu na przykład z oddaniem dziecka do opieki. W ten sposób przeciwdziałamy ewentualnemu wykluczeniu jednego z rodziców z pracy zawodowej. Jeśli ktoś inny tego nie zrobi, już mamy przewagę.

Ale to może nie wystarczyć.

Jeśli patrzę na tę degradację czy depopulację, na wyniki badań PAN, to się zastanawiam, co takiego powoduje, że młodzi ludzie nie chcę mieszkać u nas, tylko chcą gdzie indziej. Droga ekspresowa jest tu błogosławieństwem dla nas, ale i… kłopotem. Bo dziś przecież nic trudnego pracować w Międzyrzeczu, ale mieszkać w innym mieście, oddalonym o kilkadziesiąt kilometrów. 20, 30 minut jazdy i jest się w pracy. No tak, ale my chcemy, by ci ludzie którzy u nas znaleźli zatrudnienie, także u nas mieszkali.

Placówki edukacyjne to jedno, ale co jeszcze by pan polecił komuś z zewnątrz?

Mamy Akademię Młodych Orłów, mamy inne sekcje sportowe – dbające o kształcenie sportowe dzieci. Są możliwości dokształcania przy klubach sportowych. Liczne zajęcia w Ośrodku Kultury. Mamy stadion, który będzie areną zmagań lekkoatletycznych całego województwa, a który spełnia wymogi treningowe nawet klubów piłkarskiej ekstraklasy. Mamy halę sportową, basen, którego istnienie jest koniecznością, choć jest dla nas obciążeniem w bieżącym utrzymaniu. My na nim nie zarabiamy. Ale przecież ma znaczenie kompleksowość rozwiązań oferowanych mieszkańcom, a bez tego basenu oferta byłaby po prostu gorsza. Wszystko po to, by młody rodzic pomyślał sobie: o, fajnie! Tutaj można żyć!

Czyli w tej układance może coś być na minusie, ale liczy się oferta całości?

Oczywiście. Mamy też inwestycję, która wyprzedziła potrzeby mieszkańca czy podmiotów gospodarczych. Najpierw robimy drogi, uzbrajamy teren, który jest własnością gminy, a dopiero potem sprzedajemy działki. I proszę mi wierzyć, że zainteresowanie jest tak wielkie, że mieszkańcy – potocznie mówiąc – o nie się biją. Bo wiedzą, że nie będą czekać dwudziestu lat na uzbrajanie, nie będą czekać dwudziestu lat na chodnik, na lampę, na inne rzeczy z infrastruktury. W Osiedlu nad Obrą budujemy 1,5 kilometra dróg, które przechodzą przez obszar budownictwa jednorodzinnego, wielorodzinnego, a docelowo będą styczną dla nowo planowej obwodnicy i mostu.

Następna duża inwestycja, która wydaje się projektem wielce skomplikowanym i wymagającym?

Tak, to następne duże zadanie, o którym myślimy. W Międzyrzeczu jesteśmy naturalnie odcięci przez Obrę od lokalizacji Parków Przemysłowych. Problemem jest to, że jest tylko jeden most. Mamy już zaprojektowany drugi most z obwodnicą od drogi 137, która największy ruch wyrzuci z miasta. Uzbrajanie Parku Przemysłowego numer 2, uzbrajanie Osiedla nad Obrą, rozpoczęcie budowania mieszkań i do tego jeszcze plan z nowym mostem – to próba upieczenia kilku pieczeni nad jednym ogniem. Komplementarne myślenie. Nie rozsypywać się w drobiazgi. To ma być pieniądz tak wydatkowany, by był napędem rozwoju.

Jak daleko jesteście od realizacji tego planu?

Wnioski o obwodnicę składam dwa razy w roku i na razie przegrywamy z większymi miastami. Jednak mocno wierzę, że te zapisy, ta strategia, która została ujęta w planie przeciwdziałania degradacji społecznej da w efekcie szansę na pobudowanie tych projektów, z którymi gmina sama sobie nie poradzi. Dziś do spięcia naszej idei kompleksowego rozwoju miasta brakuje nam tak naprawdę już tylko właśnie mostu.

Z tego, co czytam, mocno stawiacie na projekty związane z budownictwem mieszkaniowym i w związku z tym, co pan już powiedział nic w tym dziwnego. Jest Międzyrzeckie Towarzystwo Budownictwa Społecznego, ostatnio zapadła decyzja, że utworzona przez lubuskie i wielkopolskie gminy spółka mieszkaniowa ma wybudować w Międzyrzeczu sześć budynków wielorodzinnych.

Też nie idziemy w tym wypadku jedną ścieżką. To, o czym wspominałem, to jedno, ale też i mamy inny pomysł, przy realizacji którego jesteśmy nowatorami. Otóż, osoba, która zechce u nas zamieszkać, będzie sama decydowała, czy chce dojść do własności tego lokalu, czy też nie. Przypominam, że w TBS nawet po 30 latach nikt nie staje się właścicielem mieszkania, a u nas taka możliwość będzie. A to daje możliwość myślenia o tym nowym mieszkaniu w Międzyrzeczu jako o „swoim”. To nowatorskie rozwiązanie w skali kraju. Śledzimy zresztą kilka programów, które przy tej okazji mogą być pomocne. Ważną kwestią jest tak zwane zasiedlanie. Nie chcemy budować licznych domów, a potem się zastanawiać, kto w nich będzie mieszkał. A przecież zdarzają się w samorządach takie sytuacje, gdy okazuje się, że w budynkach pobudowanych z Mieszkania Plus, są mieszkania niezasiedlone. Nam chodzi o to, by budować i od razu zapewniać lokatorów. Mieszkania się zapełniają, budujemy następne.

Podoba mi się to, że pan konsekwentnie unika brnięcia w szczegóły, drobiazgi z pewnego punktu widzenia. Strategia myślenia kompleksowego wydaje się sprawdzać o wiele lepiej patrząc na rozwój w perspektywie lat.

Trzeba umieć postawić sobie cel. Gdzieś światełko świeci i do niego idziemy. Dla nas tym celem jest to, żeby po pierwsze z Międzyrzecza przestali uciekać młodzi ludzie, żeby nie spadała liczba mieszkańców, a w drugim etapie – byśmy doprowadzili do sytuacji, w której pojawi się tendencja zwyżkowa. A to znaczy, że musimy być lepsi od innych, że musimy coś więcej zaoferować. I temu podporządkowujemy swoje pomniejsze cele, etapy rozwoju. Dziś na szczęście większość obecnych mieszkańców widzi swoją przyszłość w naszym mieście. Aby ten mechanizm zadziałał, trzeba spokojnie, powoli te wszystkie puzzle układać z wielką konsekwencją. Dlatego ja zawsze staram się tłumaczyć swoim współpracownikom czemu dane działanie ma służyć.

Z tego, co pan rysuje, wynika, że tu dzieje się całe mnóstwo rzeczy. Trzeba mnóstwo czasu i energii, by sobie z tym poradzić.

Mam to szczęście że jestem otoczony fajnymi osobami, które znakomicie czują te wszystkie wyzwania. Jak ja to mówię, nie chodzi o to, by skakać wciąż na tym samym poziomie, a o to, by tę poprzeczkę za każdym skokiem podnosić o centymetr. To jest element wyzwania, rozwoju. Bo jeśli dochodzi do stagnacji, następuje spadek a nie zwyżka. W każdej sytuacji. Dlatego mam do współpracy bardzo kompetentnych zastępców, bardzo dobry wydział pozyskiwana środków zewnętrznych, rozsądnych i odpowiedzialnych prezesów spółek własnych. Dobry zespół to klucz, cokolwiek się chce osiągnąć.

Mówiliśmy wiele o ludziach młodych, będących przyszłością miasta i gminy. Ale przecież jest też pokolenie najstarsze. Dla niego także macie ofertę?

To oczywiście zadanie powierzone Ośrodkowi Pomocy Społecznej. Mamy na przykład gruntownie odnowiony, właściwie nowy Dzienny Dom Seniora, wcześniej straszący przez wiele lat. Dziś wygląda wspaniale i jest bodaj najlepszym budynkiem w dyspozycji OPS. Za tym budynkiem jest mała muszla koncertowa, która głęboko leży mi w sercu. Mój ojciec był projektantem i projektował właśnie ten obiekt – zapamiętałem to jako mały chłopiec. Ale wiadomo, nie zawsze co w sercu, to w głowie. Docelowo poszukuję źródła, które pozwoli odremontować muszlę i to wtedy także będzie fajne miejsce, gdzie będą się mogli spełniać między innymi seniorzy, wszelkie koła kulturalne.

Bywa, że w sferze działalności samorządów potrzeby seniorów są lekceważone, niestety.

Możliwość wyciągnięcia seniora z domu, stworzenia mu szansy na spotkania z innymi, znajomymi, porozmawiania o swoich problemach – to są niesamowicie ważne społecznie kwestie. Taka placówka dla seniorów ma mieć charakter terapeutyczno-socjalny. Trzeba dać tym ludziom poczucie bycia potrzebnym. Wyciągnąć z marazmu, w który łatwo wpaść, gdy nie ma żadnej pomocy. Nasz Dom Seniora już fajnie funkcjonuje, mamy Środowiskowy Dom Samopomocy, ale cały czas mamy też na myśli jeszcze polepszenie warunków, nowe rozwiązania.

Spotkaliśmy się akurat przy okazji Dnia Pracownika Socjalnego. Z tego, co wiem, pan przykłada wielką wagę do funkcjonowania samorządu właśnie w tej sferze.

To jest misja konieczna i mam wielki szacunek dla ludzi, którzy ją pełnią. To ludzie, dzięki którym realizujemy zadania dla osób najbardziej potrzebujących: kwestia niebieskiej karty, przeciwdziałania przemocy w rodzinie. To osoby, które są sygnalistami takich działań, wspierają, podpowiadają. Wskazują, w jaki sposób przejść przez procedury w przypadku osób dotkniętych największymi tragediami. To ogromny obszar działań dających poczucie nam wszystkim, że jesteśmy ludźmi. Musimy sobie zdać sprawę, że gdybyśmy zatracili tę strefę realizacji samorządu – poprzez opiekę, wsparcie, samorząd stałby się bezduszną maszyną. A nie o to w tym wszystkim chodzi. Zadbanie o morale społeczne to obowiązek samorządu, ale także i konieczność.

Niekiedy zdarza się, nad czym należy ubolewać, że samorządy pomoc tym najsłabszym grupom społecznym stawiają na szarym końcu.

Gminę, która się rozwija, stać też na to, żeby poprawiać zabezpieczenie osób najbardziej potrzebujących i najbardziej wykluczonych. To powoduje, że osoby starsze stają się bardziej aktywne, poprawia się ich kondycja psychiczna i ogólnozdrowotna. To jest wszystko bardzo komplementarne.

Osoby starsze najczęściej nie mają szans na nowe mieszkanie, często mieszkają w starych blokach i kamienicach, gdzie nie jest zbyt przyjemnie. Wasza gmina ma zdaje się pomysł na ożywienie takich miejsc?

W ramach już istniejącego obszaru miejskiego zakładamy zielone idylle, czyli zielone miejsca między kamienicami, które upiększają i dają oddech mieszkańcom. Przykładamy do tego wielką wagę, bo to ważne, żeby także tam, gdzie jest ciasna, starsza zabudowa, była możliwość wyjścia z domu, możliwość tego, by usiąść sobie na ławce w miłym, zielonym miejscu. Staramy się, by te miejsca były bezpieczne, zakładamy monitoring, zakładamy oświetlenie. To zresztą najlepszy sposób na przeciwdziałanie różnym patologiom, które z reguły… światła nie lubią.

Jeszcze jedna ciekawa rzecz, jaką zauważyłem przeglądając różne rzeczy związane z waszą gminą, to działalność na Facebooku. Macie świetnie prowadzone profile. I ten gminny, i ten urzędu. Widać chęć komunikacji z mieszkańcami.

Mnie akurat jako inżynierowi brakowało tego bakcyla komunikowania się, przyznaję. Ale także swoje niedostatki trzeba umieć przekuć na korzyść. Skoro sam nie czujesz się najlepiej w jakimś obszarze, otocz się ludźmi, którzy w tych obszarach będą się poruszali lepiej. To umiejętność dobierania kadry. Przyznaję, w czasie trwania poprzedniej kadencji zauważyłem, że jest problem z brakiem dostatecznej informacji, pojawiała się też dezinformacja od osób siejących defetyzm, przed czym dziś w dobie mediów społecznościowych trudno się obronić. I tu nie chodzi o to, by – przysłowiowo – podcinać drzewko sąsiada, tylko o to, by być lepszym, by trafiać ciekawszym, ciepłym, zrozumiałym przekazem, który w sposób skuteczny dociera do odbiorcy. Taki przekaz idzie też w świat. Ktoś obserwuje, ktoś czyta, przegląda FB i myśli sobie – o, jak tam fajnie, jak tam ciekawie, może warto byłoby tam zajrzeć, zobaczyć, a może i zamieszkać.

Komunikacja na Facebooku to także konieczność zmierzenia się z krytyką nierzadko.

Ja akurat mam na sobie bardzo gruby pancerz żółwia, bo samorządowiec musi być odporny na krytykę. To część jego działania, tak po prostu jest. Dla mnie najważniejsze jest to, że dzięki takim narzędziom możemy budować swoją markę, markę gminy Międzyrzecz, bo ta gmina na to zasługuje.

No właśnie, aby markę budować, to trzeba mieć na czym. Bo gmina to jednak pewna zerojedynkowość. Albo coś jest, albo czego nie ma. To w tym wypadku łatwe do zweryfikowania.

My na szczęście mamy się czym pochwalić i to właśnie staramy się robić w sposób profesjonalny. W milion w totolotka nie wierzę, bo z rachunku prawdopodobieństwa wiem, jaki są szanse. Wierzę za to w pomysł i ciężką pracę, którą się do tego pomysłu dochodzi. Pomysły mamy, ciężkiej pracy się nie boimy, dlatego nasza idea rozwoju obroni się w każdej sytuacji. Z korzyścią dla mieszkańców gminy. Tych obecnych i tych przyszłych.

Rozmawiał Marcin KALITA