Torzym to miejsce, gdzie chciałabym wychowywać swoje dziecko, miejsce, w którym sama się wychowałam. Z nostalgią wspominam lata dzieciństwa, gdy spędzaliśmy czas głównie na podwórkach, placach zabaw, a latem nad jeziorem. Dziś niewiele z tego zostało – mówi nam Ewelina NIWALD, od niedawna szczęśliwa mama, doskonale znana zapewne większości mieszkańców gminy Torzym. Od lat pracuje pomagając najsłabszym i najbiedniejszym. Zaczynała w swoim rodzinnym mieście, dziś jest kierownikiem Miejsko-Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Lubniewicach. Dlaczego tam? O tym także jest ta rozmowa.

Ani słowa na plus?

Ewelina NIWALD: Muszę pomyśleć… na pewno dobrze, że są tu chodniki – wtedy wózkiem jeździ się łatwiej. Szkoda tylko, że te najbardziej urokliwe miejsca, jak okolice jeziora Ilno, nie są zagospodarowane. Wiele miast, które mają bezpośredni dostęp do jeziora, wykorzystały to jako atrakcję, powstały prawdziwe perełki z plażami, promenadami i pomostami. W Torzymiu to wygląda źle. Na naszej plaży wszystko jest zaniedbane, pomost stary, łatany pojedynczymi belkami. To jest skandal, że burmistrz zrezygnował z dofinansowania na poziomie 300 tysięcy złotych, jaka była przyznania z Lokalnej Grupy Działania na rewitalizację plaży. Taki burmistrz jak pan Stanulewicz, jeżeli nie widzi potrzeb mieszkańców, nie jest nam do niczego potrzebny. Myślę, że mieszkańcy też to widzą.

Serce boli jak się na to patrzy?

Boli, gdy patrzy się na taki piękny teren, gdzie mogłaby powstać plaża z prawdziwego zdarzenia, mały park, alejki, ławeczki. Okolica jeziora Ilno to miejsce idealne, posiada dostęp do wody i ścieżkę spacerową wokół akwenu. Jednakże sam urok i lokalizacja to za mało brakuje małej infrastruktury i organizacji tego miejsca. Ale skoro gospodarz – choć chyba powinno to być napisane „gospodarz” w cudzysłowie – nie dba, to i ludzie nie dbają. Dobrze chociaż, że w tym roku (było to 1 sierpnia), skrzyknęły się lokalne organizacje społeczne, ludzie którym zależy na Torzymiu i oni sami, bez oglądania się na gminę, posprzątali teren wokół jeziora. To była świetna akcja, pokazująca, że wystarczy chcieć i da się zrobić dużo dobrego.

Co konkretnie ma pani na myśli?

Z czego teraz słynie Torzym? Gdy ostatnio przyjechała telewizja, reportaż zaczynał się od komentarza: „miasto rozjeżdżane przez TIR-y…”. I taka jest niestety prawda. Od której strony nie wjechać, źle to wygląda. Zaniedbane budynki użyteczności publicznej, brudno, jakby wszystko było w stanie upadłości. A przecież pan Stanulewicz jest tu burmistrzem 22 lata! Ale jak to mówią: jaki pan, taki kram. Jednak są ludzie, którzy kochają Torzym – tak jak ja – wychowali się tu i starają się walczyć o lepsze jutro dla tej gminy.

No tak, ale wiele osób stąd ucieka.

Jak to jest w ogóle możliwe, że w całej gminie nie ma ani jednego zakładu produkcyjnego, który dawałby pracę ludziom? To jest zostawienie ludzi samych z ich problemami. Bez perspektyw na przyszłość. Nie dziwię się, że kto może ucieka za pracą, za lepszym życiem. Mam nadzieję, że złe czasy niedługo się skończą.

Jest przecież w gminie park rozrywki – Majaland…

Majaland to jest kompletnie niewykorzystana przez gminę inwestycja. Powinien być kołem zamachowym dla branży turystycznej, hotelarskiej, gastronomicznej, transportowej w całej okolicy. Przyciągać turystów, inwestorów, dawać pracę. Chodzi o to, by turyści wydawali pieniądze nie u jednego przedsiębiorcy, ale u wielu, w całej gminie, by mieli po co tu zostać na przykład przez tydzień. Wtedy zarobią hotele, motele, stacje benzynowe, restauracje, bary, sklepy, wypożyczalnie kajaków itd. To się musi wzajemnie nakręcać.

Wydaje się, że takie nakręcenie koniunktury to oczywistość.

Standardy i oczekiwania rosną, my jako gmina mamy wszystko, by temu sprostać. Mamy zjazd z autostrady, lasy, rzeki, jeziora, bliskość granicy, i przedsiębiorstwa, które inwestują krocie na promocje swoich produktów tj. Majaland i Garbicz Festiwal. W Torzymiu nawet zjazd z autostrady jest słabo wykorzystany. To powinno być stałe i pewne źródełko dochodów choćby dla miejscowych hoteli, a one przecież ledwie zipią.

Zna pani dobrze sytuację ludzi w gminie, bo przez wiele lat pracowała pani w tutejszym Ośrodku Pomocy Społecznej. Odwiedzała pani potrzebujących w ich domach.

Napatrzyłam się na ludzką biedę i nieszczęścia. Sporo tego u nas. Ludziom trzeba pomagać i to nie tylko dając im na przykład zasiłki czy robiąc zakupy. Trzeba stworzyć warunki do tego, by mogli pracować i zarabiać. I tu są największe zaniedbania i najcięższe grzechy władz gminy. Nie zgadzam się z taki prostym wytłumaczeniem, jakiego używa pan Stanulewicz, że on chciałby, ale na nic nie ma pieniędzy. On nie jest od tego, żeby być bezradnym, to jego rola pozyskiwać środki dla gminy.

W jaki sposób?

Jest wiele działań z zakresu pomocy społecznej kierowanych do grup takich jak osoby starsze, niepełnosprawne, na które są dofinansowania. Na przykład można tworzyć warunki do inwestowania dla przedsiębiorców albo pozyskiwać pieniądze z funduszy unijnych lub programów krajowych. Zdarzają się i takie programy, w których można otrzymać nawet 75 procent zwrotu kosztów inwestycji, więc czemu tego nie robić!? A Torzym właśnie tego nie robi, albo robi w minimalnym zakresie. Przecież nasza gmina ma najniższy poziom pozyskiwania środków unijnych w całym rejonie!

Myśli pani, że są ludzie, którzy by się takimi programami zajęli?

Bardzo boli fakt, iż nie korzysta z tego, kogo się już ma. A w naszej gminie jest wiele osób z zapałem do pracy, potencjałem, liderów lokalnych działających w organizacjach pozarządowych, którzy dobrze pokierowani i przy niewielkim wsparciu merytorycznym gminy uzupełniliby ofertę samorządu. Choćby poprzez prężnie działające świetlice wiejskie, usługi opiekuńcze, usługi komunalne lub prowadziłyby żłobek. To nie brak możliwości stanowi u nas ograniczenie, to złe zarządzanie gminą jest barierą rozwoju.

Brak kompetencji?

Przez lata pracy w Torzymiu zajmowałam się między innymi realizacją projektów unijnych, a teraz tę pracę wykonuję dla gminy Lubniewice. Nie powiem złego słowa o pracownikach urzędu gminy w Torzymiu. Są kompetentni i rzetelni, jednakże nie daje się im możliwości rozwoju, szkoleń, awansów. Brakuje umiejętności mobilizowania. Źle to świadczy o szefie, jeśli nie wie, że inwestowanie w pracowników zawsze się zwraca..

Jak się pozyskuje środki unijne, trzeba później się z nich sumiennie rozliczać. Pisać raporty, są kontrole.

W kontrolach nie ma nic złego. Są po to, by prawidłowo wydawać środki i nie popełniać błędów. Jak ktoś nie zamierza robić malwersacji, to nie ma co się bać kontroli. Przeżyłam ich wiele i uważam, że są potrzebne. Dają jasność, przejrzystość, transparentność. Praca na stanowisku w samorządzie lokalnym ma swoją specyfikę. Jawność działań jest priorytetem, gdyż dbamy nie o swoje pieniądze, ale o pieniądze podatników.

A co się stało, że pani, rodowita torzymianka, przestała pracować dla gminy?

Wiele lat ciężko pracowałam w OPS, poświęcając temu mnóstwo prywatnego czasu, ale nie przeszkadzało mi to, bo uwielbiam to robić. Praca z ludźmi przynosi wiele satysfakcji. Tylko, że z każdym dniem pan Stanulewicz tę satysfakcję mi odbierał. Aż w końcu miarka się przebrała. Chciałam skupić się na działaniach, które poprawiłyby wizerunek gminy, stymulowałyby lokalną społeczność chociażby do pozyskiwania środków na rozwój przedsiębiorczości. Nie zgadzałam się także z burmistrzem w niektórych kwestiach prawnych dotyczących zagadnień związanych z udzielaniem pomocy finansowej.

Chodziło o metody?

Uważam że ludziom trzeba dać wędkę a nie rybę. A publiczne środki finansowe należy mądrze inwestować w działania, które przyniosą długofalowe efekty. Inna kwestią jest różne rozumienie przepisów prawa. Nie dopuszczam do siebie możliwości interpretowania go na własną rękę, co miało miejsce pod zarządem pana Stanulewicza. To nie tylko moje zdanie, świadectwem są choćby protokoły pokontrolne instytucji nadzorczych RIO, NIK. Nie będę powielała przykładów z tych protokołów, ale sprawowanie zarządu majątkiem gminnym w formule przyjętej przez burmistrza nie mieści mi się w głowie.

Żałuje pani decyzji o odejściu?

Podjęłam ją świadomie i nigdy tego nie żałowałam, dało mi to możliwość rozwoju osobistego i zawodowego, jednocześnie w innej gminie doceniono moje kompetencje i kwalifikacje. Dano możliwość wykorzystania wiedzy i umiejętności pozyskanych na studiach, czego nie mogłam przełożyć na praktykę w Torzymiu.

Rozumiemy, że pan Stanulewicz też pani nie zatrzymywał?

Nie, chyba odetchnął z ulgą. Choć to, co powiedział, a mianowicie, że moja praca w gminie Torzym nie miała znaczenia, pokazało go jako małego człowieka. To było przykre, gdyż włożyłam w tę pracę bardzo dużo czasu i zaangażowania. Podnosiłam kwalifikacje, by jak najlepiej wykonywać swój zawód, czyli być dobrym i kompetentnym pracownikiem socjalnym. Nieść pomoc realną i skuteczną. Ewidentnie burmistrz myśli inaczej. Dla niego wsparcie osób, które korzystają z pomocy społecznej, kończy się na przydzieleniu zasiłku. Nie liczy się człowiek.

W lipcu urodziła się pani córka. Jaki Torzym powinna zobaczyć za 15-20 lat?

Pragnę wszystkiego, co najlepsze dla mojego dziecka i marzę o tym, by córka dorastała w Torzymiu innym niż teraz. Pragnę, by cała nasza gmina była miejscem czystym, zadbanym, rozwijającym się. Z ciekawą ofertą dla dzieci, młodzieży i seniorów. Chcę, aby żyli tu szczęśliwi ludzie, by młodzi mieli pracę, perspektywy rozwoju, by zapewniano miejsca, gdzie się można rozerwać. A starsi, żeby mieli jakąś ciekawą ofertę dla siebie, łatwy dostęp do służby zdrowia, miejsce spotkań i rozwijania zainteresowań.

A teraz tego nie ma?

Pewnie widzieli panowie te zrujnowane, zniszczone i nieczynne świetlice na wsiach całej gminy. W Drzewcach w świetlicy nie ma bieżącej wody, w Boczowie świetlica zaniedbana i zamknięta, w Bobrówku to już w ogóle jest rudera, która zagraża zdrowiu każdego, kto tam chciałby wejść. Dramat. Czy mieszkańcy wiosek nie mają prawa do tego, by mieć miejsca spotkań? A dzieci zasługują na jakąś ofertę, inną niż tylko siedzenie w domu, przy internecie, nad telefonem. Ale dzisiaj dla wielu tych ludzi nie ma żadnej propozycji, żadnych pomysłów. To jest wykluczanie ich z życia społecznego, na co ja się nie godzę, bo w związku z moją pracą widziałam jak to się kończy.

Może wygodniej mieć takich mieszkańców, którzy ciągle potrzebują pomocy. Wtedy łatwiej rządzić.

Niestety, pan Stanulewicz uprawia taki model sprawowania władzy, który można nazwać wręcz autokratycznym. Doprowadziło to do sytuacji, w której w XXI wieku ludzie się boją korzystać z dobrodziejstw demokracji. Nie tylko z wolności słowa i prawa do krytyki, ale też z tego, że można czegoś od urzędnika żądać, że można oczekiwać pomocy, że to urzędnik jest dla obywatela, a nie odwrotnie. Władze gminy muszą zrozumieć, że ta praca to jest misja. Tymczasem to, co się dzieje w Torzymiu, postrzegam jako sprawowanie władzy opartej na strachu: bo się podpadnie burmistrzowi i będzie się miało kłopoty.

Podobno ludzie pytają, czy burmistrz będzie wiedział, kto głosował za nim, a kto przeciwko niemu w referendum.

Absurd! Jednak ten absurd pokazuje, jakim zaściankiem przez lata burmistrzowania pana Stanulewicza stała się nasza gmina. Zresztą podkreślcie to wyraźnie: głosowanie jest anonimowe, tak jak na wyborach, nikomu nic nie grozi. Każdy może przyjść i wrzucić kartkę do urny, na której zaznaczy czy jest za odwołaniem burmistrza i on się o tym nie dowie

W ogóle tego Stanulewicza nie rozumiemy. Przecież fajniej byłoby zatrudniać fachowców, pozyskiwać pieniądze, ściągać inwestorów i mieć gminę, w której wszyscy są zadowoleni…

Wracamy do tego samego: stylu zarządzania gminą. Tu trzeba mieć otwartą głowę, wizję, znać języki. Kiedy tego brakuje, sięga się do innych metod, czyli BMW: bierny, mierny, ale wierny… Pamiętam jak pracowałam jeszcze w Torzymiu i zorganizowałam cykl szkoleń i prelekcji dla przedsiębiorców i organizacji pozarządowych, żeby mogli się dowiedzieć, jak pozyskiwać dofinansowania na inwestycje z różnych funduszy i programów pomocowych. Zainteresowanie uczestników było bardzo duże. Przyjeżdżali prelegenci i eksperci z zewnątrz. Szkolenia te zostały zorganizowane po godzinach pracy, czyli po godzinie 16.00, bo ze strony burmistrza nie było przychylności dla działań oświatowych. Ale i tak w końcu zabronił mi to robić.

Jak to? Dlaczego? Skoro było zainteresowanie, skoro to było potrzebne?

Po jednym ze szkoleń, na którym sam był obecny, powiedział mi: „ostatni raz pani to zrobiła”. Chodziło o to, że przedsiębiorcy i lokalni liderzy społeczni dowiadywali się, że istnieje wiele programów, które im pomogą, ale gmina musi im wyjść naprzeciw. A dla władzy to był kłopot, bo trzeba coś zrobić, się wysilić, bo z pana i władcy, burmistrz staje się jedynie urzędnikiem, który ma ciężko pracować. Jeśli przedsiębiorcom będzie się wiodło, będą niezależni, to nie będzie miał na nich wpływu. Mało tego taka sytuacja wyłoni osoby, które w przyszłości mogły zagrozić jego stanowisku. To proste. Szkolenia zostały zlikwidowane.

Tak samo jak wiele przedsiębiorstw w okolicy. Przez lata firmy padały jak muchy albo ubożały, zwalniały pracowników itd. W efekcie podatki spływające do gminy są stanowczo zbyt małe w stosunku do tego, jakie mogłyby być.

Dlatego ważne jest, by gmina była otwarta na inwestorów. Ktoś jeszcze gotów pomyśleć że u nas nie ma warunków do inwestowania. Nic bardziej mylnego. Zarówno bliskość granicy, jak i zjazd z autostrady mają ogromne znaczenie. Najlepszym przykładem jest prężnie rozwijająca się gmina Świebodzin, która realnie korzysta z pętli A2-S3.

Ale burmistrz przekonuje, że dobrze działa. Tu niby drogę buduje, tam oczyszczalnię. Mamy wrażenie, że zaraz będzie trawę na zielono malował. A wszystko, gdy już mu widmo odwołania w referendum zajrzało w oczy.

Jest burmistrzem 22 lata i przez ten czas nie zdołał zmodernizować i rozbudować oczyszczalni w Torzymiu. To mam uwierzyć, że teraz to zrobi? Przecież już raz – w 2018 roku – Torzym podpisał umowę na dofinansowanie oczyszczalni, pozyskał na nią dotację z UE i co? I nic. Pan Stanulewicz czyszczalni nie zbudował, a dotację musiał zwrócić. Teraz koszt modernizacji oczyszczalni jest już dwukrotnie wyższy i wszyscy za to zapłacimy z naszych podatków. A są to olbrzymie kwoty.

Można byłoby za nie zrobić mnóstwo rzeczy.

Gdyby przez wszystkie lata sprawowania zarządu nad gminą przyjęto strategię rozwoju jednego sołectwa rocznie, dziś każda miejscowość miałaby dostęp do bieżącej wody, kanalizacji, dobrze prosperującą świetlicę, zmodernizowane OSP, a tak nie jest. Prawda jest brutalna. W XXI wieku są u nas miejsca bez dostępu do podstawowych mediów. A na to potrzebne są dziś olbrzymie kwoty. Ludzie nie są głupi. Nie dadzą się nabrać, nie kupią tej prostej propagandy. Mieszkańcy jeżdżą do ościennych gmin i widzą, że tam jest ładnie, że powstają oczyszczalnie, plaże, parki. Że są inwestycje miejskie (jak w Rzepinie czy Sulęcinie), miejsca rozrywki, ośrodki zdrowia. U nas też tak powinno być. Ale musi się zmienić władza. Dlatego wierzę, że 4 października ludzie zagłosują w referendum za odwołaniem burmistrza Stanulewicza. Mieszkańcy chcą dobrze żyć tu i teraz, a nie słyszeć bezradne tłumaczenia, że na nic nie ma pieniędzy.

Są zatem jakieś nadzieje na przyszłość?

Oczywiście. Gmina Torzym musi zacząć iść w innym kierunku niż dotychczas. Trzeba postawić na młodych ludzi, dać im szansę bycia współgospodarzami. Ten model, w którym rządzi gminą ktoś, kto jest tuż przed emeryturą i jest najwyraźniej wypalony, nie ma przyszłości. Pomysł na dwukadencyjność władz samorządowych był moim zdaniem dobry, gdyż nie dopuszcza do wypalenia zawodowego i myślenia o stanowisku burmistrza jak o „dożywociu”. Potrzeba nam ludzi z młodzieńczą energią, takich, którym nadal się chce rozwijać, zmieniać wszystko dookoła, tworzyć przyjazny klimat dla inwestorów.

Jak to w praktyce można osiągnąć?

Inwestować w ludzi. Na wielu płaszczyznach. Dać szansę zawodowego rozwoju, doceniać ich finansowo, zachęcać młodych, żeby mogli zdobyć atrakcyjne zatrudnienie, osiedlić się, wybudować swoje domy, by tu ich dzieci zaczynały edukację. Tu musi powstać prawdziwy rynek pracy, a dzięki temu będzie można znaleźć pracowników odpowiedzialnych na przykład za pozyskiwanie funduszy zewnętrznych. Oni muszą tworzyć oferty, promować gminę, jeździć na targi inwestycyjne, pokazywać naszych przedsiębiorców i rolników szerszej publiczności.

Czy w gminie Torzym są osoby, które mogą być liderami społecznymi i aktywnymi samorządowcami?

Oczywiście, że tak. Jest mnóstwo ludzi, którzy mają kompetencje, otwarte głowy i chęci do działania, ale zostali – tak jak ja – zniechęceni przez obecne władze. To się musi zmienić.
Żyje tu wielu ludzi z ogromnym doświadczeniem, którzy pracują w instytucjach samorządowych i regionalnych. To wybitni specjaliści, których kwalifikacje i kompetencje zostały docenione przez innych. Najważniejsze to zaangażować mieszkańców gminy do działania na rzecz wspólnoty. Wiem, że ciągu 2-3 lat nasza gmina może wyglądać zupełnie inaczej, ale potrzeba nam zmian na już, na teraz. Ja proponuję politykę współpracy i współuczestnictwa zamiast dotychczasowej polityki strachu. Stare metody muszą odejść do lamusa, na śmietnik historii.

Rozmawiali DK i Marcin Kalita