Rozmawiamy z Anną Warwas, od 2018 roku radną Rady Miejskiej w Torzymiu. Rodowitą torzymianką, która problemy mieszkańców gminy zna od podszewki i nie boi się o nich głośno mówić – zarówno podczas obrad rady, jak i spotkań z wyborcami.

Jest pani radną gminy Torzym od listopada 2018 roku. Jak się pani czuje w tej roli?

ANNA WARWAS (radna gminy Torzym): Czuję się dobrze z tym, że mam większy kontakt z ludźmi. Chętnie ze mną rozmawiają – na ulicy, gdy mnie spotykają, czy przez telefon. Ludzie młodzi i starsi mówią mi o pewnych trudnych sprawach otwarcie, zadają pytania. Dzięki swojej funkcji wciąż poznaję nowych ludzi i ich problemy.

Łatwość nawiązywania kontaktów? wynika z charakteru?

Tak, myślę, że jestem osobą kontaktową, mam łatwość rozmawiania z ludźmi. Pewne rzeczy się wynosi z domu. Moi rodzice też byli społecznikami. Mama została radną 20 lat przede mną, wielu ludziom pomogła. Ojciec zaś był strażakiem, odznaczanym za to, jak obowiązkowo podchodził do swojej służby. Oni oboje dla Torzymia wiele zrobili i także dzięki nim ludzie są dla mnie przychylni. Zresztą, wszyscy w rodzinie lubimy działać – np. z bratem staramy się organizować różne aktywności dla mieszkańców. Mamy swoje stowarzyszenie Wrak Race Torzym i staramy się wymyślać coś, co ludziom da trochę radości i zabawy. W zamian słyszymy, że to jest bardzo fajne, że dobrze, że coś w Torzymiu nowego powstało, że działa, że ktoś stara się zrobić coś dobrego. Nas to mobilizuje do działania.

Bycie radną to trudne zadanie?

Jestem radną po raz pierwszy i wiele rzeczy jest dla mnie nowością, to oczywiste. Tym bardziej jednak staram się do wszystkich obowiązków podchodzić bardzo rzetelnie,; czytać, sprawdzać. Niestety, często zdarza się, że dokumenty trafiają do mnie z opóźnieniem, tuż przed obradami – gdy już nie zostaje za wiele czasu na zapoznanie się z nimi. To oczywiście wbrew obowiązującym przepisom. Gdy jednak zwracam na to uwagę, bywam – owszem – przepraszana, po czym… cała sytuacja się powtarza. Dlaczego tak się dzieje? Być może ktoś się boi mojej dociekliwości i niewygodnych pytań.

No właśnie – gdy słucha się posiedzeń rady, można odnieść wrażenie, że prze pani do przodu jak taran. Skąd taka odwaga?

Nie nazywam tego odwagą. To jest po prostu reakcja na potrzeby i głosy mieszkańców, którzy do mnie przychodzą, o coś proszą. Bywa że nawet w trakcie sesji, gdy je oglądają czy słuchają, piszą do mnie zwracając uwagę na różne sprawy, więc zadając publicznie pytania nie uważam, że mówię za siebie. Po prostu występuję w imieniu osób, które chcą pozostać anonimowe, ale chcą też czegoś się dowiedzieć. Może z boku wygląda, że jestem takim czołgiem, który zadaje pytania niewygodne dla władzy, ale to nie są tylko moje pytania, ale także mieszkańców, którzy nie mogą się doprosić o odpowiedzi wprost od władz gminy!

Podpisała się pani pod referendum o odwołanie burmistrza Stanulewicza. Dlaczego?

Poniważ czuję potrzebę zmian. Cały czas myślę o swoim synu, ale także o moich rodzicach. O pokoleniu najmłodszym i najstarszym. I wydaje mi się, że te grupy nie mają w Torzymiu żadnego wsparcia. Dzieci nie mają gdzie pójść, gdzie się fajnie pobawić, spożytkować energię na pozytywne rzeczy. Miało być to rozbudowane gimnazjum, by dzieci w zimie nie musiały przebiegać spocone z jednego budynku do drugiego, miał być basen, miała być plaża, ścieżki rowerowe. Mieszkam tu od 33 lat i dobrze widzę, że od 20 lat nic się nie zmienia na tyle, żeby młodzież miała jakąś perspektywę i zostawała w tej gminie. Najwyższy czas to zmienić!

Wspomniała też pani o starszym pokoleniu. Dopiero co pisaliśmy, że dla seniorów brakuje sensownych propozycji.

Osoby starsze też potrzebują rozrywki, powinny mieć gdzie wyjść, spotkać się na kawie, zrobić sobie imprezę w klubie seniora. Ludzie starsi nie potrzebują placów zabaw, ale potrzebują rozmowy. Chodząc z agitacją wyborczą pukałam od drzwi do drzwi i wydawało mi się to nachalne, bałam się, że źle zostanie to odebrane. A okazało się, że jest inaczej, bo zwłaszcza ludzie starsi potrzebują po prostu rozmowy, kontaktu z drugą osobą. Doskwiera im samotność.

A może to problem szerszy, nie tylko Torzymia?

Widzę jak dookoła rozwijają się inne gminy, jak potrafią pozyskiwać środki zewnętrzne na różne inicjatywy. Bo te środki są na wyciągnięcie ręki, ale władza naszej gminy nie stara się dzięki ich wykorzystaniu stworzyć czegoś nowego, taka jest moja obserwacja. Taka sytuacja trwa od lat, ale ja na takie trwanie się nie zgadzam. Chciałabym, żeby ludziom żyło się lepiej, a nie gorzej, i nie mogę zrozumieć, dlaczego ci, którzy mają władzę, nie chcą iść w tym kierunku. Brak jest u nas promocji własnej inicjatywy – stowarzyszeń, organizacji, klubów sportowych, by ludzie poczuli, że warto działać, inwestować. A to przecież zawsze staje się także promocją dla samej gminy. Nie wiem, czemu u nas takich inicjatyw nikt nie docenia.

Pani zdaniem ludzie głosują na obecnego burmistrza z przyzwyczajenia?

Przed ostatnimi wyborami siedziałyśmy z moją mamą u fryzjera, gdzie były także dwie starsze panie. I jedna do drugiej mówi: – Na kogo będziesz głosowała? A ta druga jej odpowiada: – Na Stanulewicza. Przeprosiłam i wtrąciłam się do rozmowy pytając z ciekawości dlaczego. – Bo nowa osoba musiałaby się wdrażać – usłyszałam. Czyli lepiej, by było tak jak jest, nawet jak nic się nie dzieje. Ludziom włącza się absurdalne myślenie – co z tego, że przyjdzie nowa, młoda, energiczna osoba, skoro „będzie musiała się wdrażać”. Dziwi mnie to, bo widzę i słyszę, co dzieje się w innych gminach, gdzie czasami burmistrzowie zmieniają się co kadencję, a każda z tych gmin wygląda lepiej od naszej.

Uważa pani, że jest szansa na powodzenie referendum? Dlaczego akurat teraz?

Ludzie zaczęli się o wielu więcej rzeczach dowiadywać. Pojawiły się sesje online, których wcześniej nie było albo nie były udostępniane. Pojawiła się gazeta „Forum”, która pisze o sprawach gminnych. Jako Stowarzyszenie Lokalne Forum Biznesu zaczęliśmy nagłaśniać tematy, o których ludzie po prostu nie wiedzieli. A gdy się dowiadują, są zdumieni – że można było przecież załatwić różne sprawy inaczej, zdobyć pieniądze na to, na tamto. Dlaczego, na przykład, od lat tracimy pieniądze na kary za oczyszczalnię ścieków, dlaczego władze gminy nie dotrzymują obietnic?

Podpisała się pani pod wnioskiem bez wahania?

Podpisałam się pod referendum, bo tej gminie potrzeba zmian! Aby było lepiej nam, naszym dzieciom i rodzicom, naszym dziadkom. Trzeba dać innym możliwość zrobienia czegoś sensownego dla gminy. Są ludzie, którzy mają wiedzę, życzliwość, chęci, którzy mogliby dużo zdziałać, są otwarci na propozycje powiatu i współpracę z innymi gminami. Moim zdaniem nasz burmistrz tego nie dostrzega. To przykre.

Patrząc trochę z boku mam wrażenie, że tu wszyscy mają podcięte skrzydła.

Gdy zakładaliśmy Wrak Race Torzym i zaczynaliśmy jeździć w różnych zawodach wystąpiliśmy do burmistrza z prośbą o możliwość naklejenia sobie na samochodach oznaczeń Torzymia. Samą zgodę dostaliśmy, ale okazało się, że gmina nie ma funduszy na to, by wydrukować nam… trzy sztuki naklejek w formacie A5! Tylko o tyle poprosiliśmy! O trzy naklejki. O naszym teamie pisali w Słubicach, w Sulęcinie, promowaliśmy gminę w innych województwach, w Niemczech, ale dla naszych władz jakbyśmy obcy byli. Pytam się: dlaczego? I nie tylko my zetknęliśmy się z takim traktowaniem. Ot, choćby Pomorsowani…

Gdy rozmawiam z mieszkańcami gminy, często słyszę narzekania. Ale publicznie mało kto chce występować pod imieniem i nazwiskiem. Jaka jest przyczyna?

Bo to odbija się na wielu sprawach. Znów powiem na swoim przykładzie. Jako Wrak Race posprzątaliśmy plażę, zrobiliśmy to w czynie społecznym, od nikogo nie wzięliśmy pieniędzy, nikt nas nie namawiał, nie przymuszał. Każdy za to mógł przyjść i pomóc. Zorganizowaliśmy sprzęt, ludzi, potem – na koniec akcji – poczęstunek. Przyszło mnóstwo dzieci, które miały prawdziwą frajdę. Po całej akcji pan radny Stonoga na sesji powiedział, że chciałby nam podziękować w imieniu wszystkich mieszkańców Torzymia. I dziwnym zbiegiem okoliczności nagle zostaliśmy zasypani jakimiś dziwnymi kontrolami, nasi rodzice musieli tłumaczyć się z działalności warsztatu mojego brata. I wtedy ktoś z gminy mi powiedział: wiesz, Ania, tak się dzieje, bo ludzie przychodzą do nas, do urzędu, i mówią, że to wstyd – dopiero ludzie ze stowarzyszenia posprzątali plażę, a sama gmina nic w tym kierunku nie zrobiła, nie zadbała, nie zainteresowała się. Ukrywa się wiele rzeczy, ludzie boją się mówić o różnych sprawach otwarcie, bo nie mają zdrowia, pieniędzy i nerwów, żeby brać adwokatów, żeby boksować się z władzami gminy na pisma. To nienormalne, bo władza powinna być przychylna mieszkańcom, służyć im, pomagać. Tak to widzę. A nie gasić inicjatywy w zarodku i kłaść przeszkody.

To dziwne. Wydaje się, że choćby dla własnej satysfakcji gospodarz powinien dbać o swoje gospodarstwo.

Tak, ale ludzie się wypalają, to się zdarza. Jeśli ktoś jest tak długo na stanowisku, przyzwyczaja się do tego, zaczyna być przekonany, że nie musi się starać, zabiegać. Rozmawiałam kiedyś z burmistrzem Lipian, który sam zrezygnował z ponownego ubiegania się o stanowisko, mimo że był proszony o to, by został. Zapytałam go dlaczego. „Bo się wypaliłem, nie mam pomysłów, nie siedzę w dokumentach, jestem zmęczony. Dlatego ustąpiłem miejsca młodszemu” – usłyszałam. I dla mnie to jest fajne, bo jeśli ktoś czuje, że wpadł w rutynę i nie ma nowych pomysłów, to powinien usunąć się ze stanowiska i dać szansę osobie, która ma świeżą krew, pomysły, zapał, która wie, jak pozyskać pieniądze, jak pisać projekty, gdzie szukać pomocy. Takiej, która codziennie wstaje z myślą, co by tu dobrego zrobić dla rozwoju gminy.

Wydaje się, że gmina ma środki, by choć kilka ważnych spraw dla mieszkańców pozałatwiać. A jednak wciąż tylko słyszę, że czegoś gdzieś brakuje, dlaczego?

Nie tak dawno z komisją robiliśmy przegląd świetlic. Jeździliśmy po wsiach i słuchaliśmy: tu trzeba coś zrobić za 60 tysięcy, a jest na to przeznaczone tylko 40, tam trzeba coś poprawić, ale brakuje 20, gdzieś indziej znowu coś jest niedoinwestowane. Dziwi mnie to. To nie lepiej robić jedną inwestycję po drugiej zabezpieczając tyle pieniędzy, ile potrzeba, zamiast mieć zaplanowanych wiele, ale nie robić żadnej, bo wszędzie będzie brakować środków? Wygląda to tak, jakby dawało się każdemu po trochę, tylko że to nie wystarcza tak naprawdę nikomu i w efekcie nic nie jest do końca zrobione.

Inna sprawa, która uderza, to sytuacja w małych wsiach. Dokądkolwiek bym nie zadzwonił, słyszę: „o nas to już wszyscy zapomnieli, jesteśmy na końcu świata”.

Przez tyle lat oni słyszą obietnice – że dostaną na OSP, na świetlice, na remonty, na drogi. Rok po roku to samo i dzieje się to tak długo, że – tak jak ja to widzę – oni już stracili wiarę, że coś z tego dla nich wyniknie. Ale skoro czują się rozczarowani, to dlaczego wybierają takich radnych, którzy, według nich, nic dla nich nie robią? Zagłosuję na tego, bo on już był tym radnym, niech zostanie po staremu. To się zastanów, czy to nie błąd. To może warto zagłosować na kogoś nowego? Może ten nowy coś zrobi? A jeśli nie, to i jego wymienić.

Panią śmiało mogę o to zapytać, bo pani jest w czołówce najczęściej zabierających głos. Czy problemem nie jest zbytnia niechęć do dyskusji, do zabierania przez radnych głosu, spierania się, dociekania?

To każdy może zweryfikować sam. Swoją drogą czasem nasze sesje są tak słabej jakości w internecie, że mało co słychać. Dlatego mam ogromną prośbę do mieszkańców: jak skończy się epidemia, przyjdźcie na sesję! Sami posłuchajcie, zobaczcie, jak to wszystko wygląda, oceńcie, kto stara się zadbać o wasze interesy. Jakie padają pytania, o co, ale także jakie są dawane odpowiedzi przez nasze obecne władze. Bardzo serdecznie zapraszam przypominając, że sesje Rady Miejskiej są jawne i powszechnie dostępne.

Słuchałem – najciekawiej robi się właśnie wtedy, gdy wiele osób zabiera głos. Dobre pytania ma zazwyczaj radny Mielczarek, niesamowicie dociekliwy jest radny Stonoga. Może jeszcze kilka osób moglibyśmy tu wymienić.

Pan Stonoga to przykład radnego z prawdziwego zdarzenia, który jest tu z powołania, dla służby ludziom. Mimo że nie jest zmotoryzowany, wszędzie stara się dotrzeć, spotyka się, słucha ludzi, pisze interpelacje. To radny, z którego wszyscy w naszej radzie, na czele z panem burmistrzem, powinni brać przykład. Już zdarzało się, że na sesjach chciano mu zabierać głos, co jest skandalem. Bo on nie mówi w swoim imieniu, tylko w imieniu mieszkańców gminy.

Skoro podpisała się pani pod referendum, to oczywiste, że wierzy pani w sukces. Czemu ta inicjatywa akurat w tym momencie może się udać?

Bo uważam, że nastroje społeczności gminy Torzym doszły do stanu wrzenia. Wiele rzeczy wreszcie wychodzi na jaw, o wielu zaczęło się głośno mówić. Ludzie słuchają, dowiadują się i są coraz bardziej zdenerwowani i rozżaleni. Przestają się także bać walczyć o swoje. Tym bardziej, że na przykładach z innych gmin widzą, że może być lepiej. Bo naprawdę może być lepiej, ja w to wierzę! Wiele rzeczy można zmienić, ale do tego musi się zmienić władza!

Rozmawiał Marcin Kalita