SPECJALNIE DLA NAS TŁUMACZY SPECJALISTA-LOGOPEDA AGATA MISIAK

Agata Misiak to logopeda z kilkunastoletnim doświadczeniem, która pracuje w szkole i prowadzi własny gabinet. Ze specjalistką rozmawialiśmy o współczesnych problemach z wadami wymowy u dzieci oraz o skutecznych sposobach na ich pozbycie się.

Jakie są najczęstsze wady wymowy występujące u dzieci?
AGATA MISIAK, LOGOPEDA: Najczęstsza wada wymowy to zaburzony cały szereg szumiący – głoski „szy”, „rzy”, „czy”, „dży” zamieniane są na szereg syczący, czyli „sy”, „zy”, „cy”, „dzy”. W praktyce dzieci mówią „Symon”, „myska”, „zaba”, „kosyk”, „cekolada”, „zeka” i tak dalej. Częstą wadą wymowy jest nieprawidłowa realizacja głoski „r”, najczęściej zamieniana na głoskę „l” (a więc „lyba”, „lak”, „lekin”, „klowa” i tak dalej) lub zdeformowana przez nieprawidłowe ułożenie języka.

Czy jest jakieś zjawisko, które można było zaobserwować w ostatnich czasach?
Wymienione to najczęściej spotykane wady wymowy, ale w ostatnim czasie bardzo popularną wadą stała się bezdźwięczność całkowita. Kiedyś była rzadkością, a dziś wiele dzieci posiada tę wadę wymowy. Jest ona bardzo niebezpieczna dla dzieci rozpoczynających edukację szkolną, bo jest zaburzonych kilkanaście głosek dźwięcznych występujących w języku polskim. Dzieci, które rozpoczynają naukę, mając tę wadę wymowy, mają bardzo trudny start w szkole. Są niezrozumiałe, bo zaburzonych kilkanaście głosek dźwięcznych to tak naprawdę całkowicie niezrozumiała mowa. Ciężko jest podczas czytania, recytowania, wypowiedzi. „Leży” fonetyka, zapis i wszystko inne.

Czy każde dziecko można wyleczyć czy zdarzają się przypadki, w których młoda osoba już do końca życia będzie zmagała się ze swoimi wadami?
Dla mnie terapia logopedyczna to 20 procent pracy mojej z dzieckiem, a cała reszta to kwestia pracy rodzica. Jeśli rodzic zastosuje się do zaleceń i ćwiczy z dzieckiem codziennie, to jestem w stanie wyleczyć każde dziecko. Ale bez ćwiczeń w domu prawdopodobieństwo wyjścia dziecka z wad wymowy jest bardzo, bardzo małe.

Czyli kluczem są rozmowy domowe?
Ja widzę się z dzieckiem raz w tygodniu przez 45 minut, a rodzic jest z dzieckiem przez siedem dni w tygodniu. Załóżmy, że wywołam głoskę i będę ją utrwalać na zajęciach, na przykład na początku wyrazu, a więc przerobię głoskę „szyba”, „szelki”, „szałas”, „szary” itd., a dziecko wróci do domu i nie będzie poprawiane w mowie spontanicznej – bo ta mowa jest najważniejsza, bo taką się posługujemy na co dzień – to nie wyrobi w sobie samokontroli i nawyku poprawnej mowy. Jeśli więc powie „mamo, zrób mi bułkę z synką”, a mama nie zareaguje, to szanse na czystą mowę są bardzo małe.

Na pewno zdarzają się też trudne przypadki.
Należy też pamiętać o dzieciach, które mają orzeczenia o potrzebie kształcenia specjalnego i mają bardzo zaburzoną mowę (np. dzieci z zespołem Aspergera czy autyzmem). Cały proces jest u nich wydłużony i trudniejszy. Jednak osobiście pracowałam z dziewczynką w klasie 1-3, która ma autyzm i mama była bardzo zaangażowana w pracę, dzięki czemu dziewczynka mówi dziś rewelacyjnie.

Wiem, że jako logopeda organizowała pani konkursy logopedyczne dla dzieci z wadami wymowy. Co takie konkursy dają podopiecznym?
Konkursy dla dzieci z wadami wymowy są tak naprawdę mniejszością, rzadko kiedy organizuje się takie inicjatywy i była to innowacja, którą chciałam wprowadzić, żeby móc zachęcić te dzieci i wyróżnić. Wszelkie konkursy recytatorskie to wydarzenia dla dzieci z piękną dykcją, czystą wymową, a dzieci, które mają trudności, są pomijane. Był to więc ukłon w stronę dzieci, które nigdy nie miałyby możliwości wystąpić i wziąć udziału w tak fajnej zabawie. Była to przede wszystkim zachęta, by wyszły na scenę, spróbowały i czuły się dobrze, bo wszystkie dzieci biorące udział w konkursie miały wady wymowy. Ważne było, by uczestnicy nie byli narażeni na pośmiewisko czy niemiłe uwagi. Efekt konkursów jest bardzo pozytywny, bo dzieci mimo wad cieszą się, mają możliwość zaprezentowania się i pokonania swoich słabości oraz osiągnięcia pierwszych sukcesów. To coś dla dzieci, które w normalnych warunkach szkolnych nigdy nie będą brane pod uwagę.

A czy dzieci we wczesnym wieku szkolnym z wadami logopedycznymi zdają sobie sprawę ze swoich wad i się tego wstydzą, czy nie zdają sobie z tego sprawy?
Zależy to od środowiska, do którego trafią. Zaryzykuję stwierdzenie, że w przedszkolach około 80 procent dzieci ma wady wymowy, jeśli nie więcej. Dzieci akceptują siebie, bo są małe i nie zwracają na takie rzeczy uwagi. Ale dzieci w szkole podstawowej to nowa klasa, nowa grupa i nowe dzieci. Często na tym etapie wiekowym są bezwzględne i po prostu dokuczają sobie nawzajem.

To chyba nie dotyczy tylko wad wymowy?
Oczywiście. Także na przykład okularów, aparatu na zębach i innych problemów. Często zdarza się, że takie dzieci otrzymują ze strony rówieśników niefajne komentarze i są wyśmiewane. Jest to bardzo dla nich destrukcyjne, bo takie dziecko nie będzie już aktywne, nie podniesie już ręki, nie będzie chciało przeczytać fragmentu czytanki na forum klasy czy wziąć udziału w zajęciach artystycznych. Niestety, grupa rówieśnicza w klasach 1-3 jest coraz bardziej bezwzględna i te dzieci są bardzo narażone na nieprzychylne komentarze.

Jak wygląda współpraca z innymi nauczycielami, dotycząca uczniów z wadami wymowy?
W każdej szkole są różne zespoły zadaniowe. W naszej szkole istnieje zespół, który monitoruje specjalne potrzeby edukacyjne uczniów. Jestem w nim przewodniczącą i w ramach tego zespołu spotykamy się nie tylko z nauczycielami prowadzącymi zajęcia rewalidacyjne, ale również z nauczycielami wspierającymi w klasie integracyjnej i wychowawcami. Jesteśmy też w stałym kontakcie z rodzicami, co również jest bardzo istotne. Organizujemy również dwa lub trzy razy w roku spotkania w ramach zespołów, gdzie rodzic ma możliwość spotkać się ze wszystkimi nauczycielami i przeanalizować jakie dziecko zrobiło postępy, z czym ma trudności i jak funkcjonuje na lekcjach. To fajna forma, by rodzic mógł wyciągnąć odpowiednie wnioski. Natomiast my jako nauczyciele mamy swój zespół i spotkania, ale do tego jesteśmy w stałym kontakcie z psychologiem i pedagogami. Gdy pojawia się problem, od razu go rozwiązujemy. Współpraca nauczycieli jest więc niezbędna.

Czy jest jakaś kwestia, o którą nie zapytałem, a powinna wybrzmieć przy okazji naszej rozmowy?
Dla mnie bardzo ważną kwestią jest diagnoza logopedyczna dziecka. W przedszkolach i zerówkach diagnozowanie dzieci powinno być organizowane odgórnie. System mamy jednak taki, jaki mamy. Zapotrzebowanie jest większe niż liczba specjalistów i godzin na pracę z dziećmi. Gdy badam wszystkie dzieci z klas pierwszych na początku roku szkolnego w ramach przesiewowych badań logopedycznych, wyniki są zatrważające. Średnio w każdej klasie mamy około 50 procent dzieci z wadami wymowy. A możemy wziąć na terapię jedynie cztery osoby. Jest to trudna i przykra sytuacja, bo musimy wybrać cztery osoby, a reszcie odmówić pomocy logopedycznej.

Jest na to jakaś rada?
Apeluję więc do rodziców, by nie czekali na szkołę i zerówkę, ale w wieku 5 lat sami szli do specjalistów z pociechami i je diagnozowali. W przypadku, gdy wyłapiemy w pierwszej klasie, że dziecko ma wady wymowy, nie jesteśmy mu w stanie pomóc od razu, dajmy na to przez miesiąc. Dla przykładu bezdźwięczność to terapia trwająca około dwóch lat – jeśli proces idzie płynnie. Więc jestem zwolennikiem tego, by dziecko poszło „czyste” do szkoły pod kątem wymowy. Niech rodzice nie czekają, bo nie muszą się na tym znać, ale niech zdiagnozują dziecko w wieku właśnie pięciu lat. Mówię to jako logopeda i rodzic. W tym wieku, gdy ujawni się jakaś duża wada wymowy, jesteśmy w stanie dziecko przygotować odpowiednio do edukacji w szkole. W innym przypadku dziecko będzie miało dużo trudności na starcie. A szkoda by tak było, bo dziecko rozpoczyna nowy etap edukacyjny. W klasach 1-3 jest dużo pisania, poznawania liter, czytania, matematyki i szkoda, by pociecha na starcie miała dużo trudniej niż rówieśnicy.

Filip Praski