Właśnie Trybunał Konstytucyjny orzekł, że zabieranie prawa jazdy za przekroczenie prędkości ponad 50 km/h w terenie zabudowanym jest niezgodne z Konstytucją RP. To znaczy, że wadliwy jest przepis, który funkcjonuje od 2015 roku.

Trzeba podkreślić – tu nie chodzi o zasadność przepisu (na marginesie – nie wydaje się on najgorszym rozwiązaniem, jeśli chodzi o piratów drogowych), a wyłącznie o jego prawne umocowanie.

Trybunał Konstytucyjny wziął pod uwagę, że przepis jest stosowany na podstawie pomiaru prędkości, który może być wadliwy. Urządzenia pomiarowe mają założony tzw. błąd pomiarowy, a poza tym może się zdarzyć, że urządzenie zarejestruje pomiar innego pojazdu niż ten, na który wskazuje policjant, wyniki mogą być też uzależnione od wielu czynników zewnętrznych. Na dodatek przepis egzekwowany jest przez organ (w tym wypadku starostę powiatu), który nie może przeprowadzić własnych ustaleń na temat okoliczności zdarzenia. Musi opierać się tylko na materiałach od Policji. I wreszcie kwestia być może najbardziej istotna – kierowca, któremu zostało zatrzymane prawo jazdy, jest wówczas pozbawiony jakiejkolwiek możliwości kwestionowania prawidłowości pomiaru prędkości stwierdzonego przez organ kontroli ruchu drogowego.

„Kierujący pojazdem w rzeczywistości nie ma żadnych możliwości ochrony swoich praw zarówno w postępowaniu administracyjnym, jak i sądowo-administracyjnym” – czytamy we wniosku prezes Sądu Najwyższego, który stał się podstawą do rozpatrzenia sprawy przez TK.

Orzeczenie TK stanie się obowiązującym po opublikowaniu w Dzienniku Ustaw. Czy to znaczy, że od tej pory prawa jazdy nie będą zabierane? W uzasadnionych przypadkach nadal będą. Po wyroku Trybunału Konstytucyjnego policja nadal będzie mogła zatrzymać kierowcę, wystawić mandat i przesłać notatkę do starosty, ale starosta nie będzie mógł automatycznie pozbawić uprawnień, a będzie musiał przeprowadzić całe postępowanie dowodowe, przesłuchać strony, świadków, i dopiero wydać decyzję. Nie będzie ona więc automatyczna, tak jak to było do tej pory.