Społecznik – to czasami nadużywane słowo, ale w tym wypadku bardzo trafnie oddające charakter naszego rozmówcy: Mateusza Rutkiewicza z Drzewiec. Młody człowiek, pełen zapału do działania wszędzie tam, gdzie widzi problemy lokalnej społeczności. A, niestety, w gminie Torzym dostrzega ich całe mnóstwo.

Drzewce to urocza, klimatyczna wioska. Macie tu wspaniały las, niesamowitą przyrodę i przystanek kolejowy, zabytkowe budynki. Ale niektórzy żartują, że to miejsce to koniec świata, że to wieś, o której gmina i burmistrz Torzymia zapomnieli na amen. Ale wy się nie poddajecie, walczycie o swoje.

MATEUSZ RUTKIEWICZ: Przyjechałem tu 11 lat temu i z mojej perspektywy ta wioska nie tylko się nie rozwija, ale wręcz z roku na rok jest coraz gorzej. Droga do nas jest fatalna, w coraz gorszym stanie, praktycznie rozleciała się sama. Mieliśmy tu dramatyczne kłopoty z wodą, której zresztą do dziś nie ma w miejscowej świetlicy. Zabrano ludziom wieżę ciśnień, a z nią właśnie dostęp do wody. Kolej chce nam zamknąć przejazd. A jakby tego było mało nawet nasz zabytkowy wóz strażacki z OSP w Drzewcach zabrano, wyremontowano i postawiono… przed remizą w Torzymiu, bo u nas straż zlikwidowano. To był wóz stąd. Powinien stać w Drzewcach. To wszystko wygląd tak, jakby ta wieś była do rozbiórki i do zapomnienia. Ale my się na to wszystko nie godzimy. Chcemy tu mieszkać i żyć godnie. Ludzie nie oczekują dużo, a nie mają nawet kawałka chodnika. Zostaliśmy też pominięci przy wodociągu i kanalizacji. Nie ma też połączenia autobusowego, nawet z pobliskimi Korytami…

Jakby ktoś czekał, że stąd wszyscy młodzi wyjadą a starzy wymrą…

Najgorsze jest to, że w ościennych gminach wcale tak źle nie jest. A jak się spojrzy na rozwój Świebodzina czy Łagowa, to się można zastanawiać, dlaczego Torzym nie wykorzystuje swojego potencjału. Przecież turystycznie to też mogłaby być perełka. Jest rynna jezior torzymskich, w samym mieście też jest przecież jezioro. Wokół wspaniałe lasy, rzeki, wspaniała przyroda, unikalne ukształtowanie terenu. Tu mógłby być turystyczny raj.

Tymczasem burmistrzowi udało się przez te lata zrobić w całej gminie „aż” 600 metrów ścieżki rowerowej. To nawet na hulajnodze ciężko się rozpędzić…

He, he, no właśnie. To po co mają tu przyjeżdżać turyści? Oni potrzebują infrastruktury, noclegów, hoteli, atrakcji. A gmina potrzebuje profesjonalnej promocji. To wszystko leży. Nie ma też tu na miejscu sensownych miejsc pracy. Gdzie ludzie mają szukać zajęcia w naszej gminie? Jeśli nie chcą jeździć po 30 kilometrów do pracy, to skazani są na pracę z granicy, albo stacje benzynowe czy sklepy. A tam warunki często są takie, że pracuje się za nieduże pieniądze, ale bardzo dużo i długo. Także w niedziele i święta. A przecież wystarczyłoby, abyśmy mieli w gminie choć jeden zakład produkcyjny na 600 miejsc pracy… Ale nie mamy. Gmina jest zaniedbana, nie ma gospodarza, który przyciągałby biznes, tworzył strefy ekonomiczne, zachęcał zwolnieniami z podatków itd.

A jak jest u was w Drzewcach? Widzę, że jest boisko do siatkówki…

Powstało w czynie społecznym. W gminie przekonywano nas, że nic nie zrobimy, bo tu ziemia należy w większości do Lasów Państwowych albo do kolei. Ale zawzięliśmy się. Okazało się, że boiska do piłki nożnej nie odtworzymy, bo jego połowa leżałaby na terenie nadleśnictwa, więc postanowiliśmy zbudować boisko do siatkówki na tej części, która leżała na ziemi gminnej.

Ale skąd wzięliście pieniądze, skoro gmina była niechętna tej inicjatywie?

Szukaliśmy różnych możliwości. W tamtym czasie Santander Bank miał program „Tu mieszkam, tu zmieniam” i można było dostać tzw. granty czyli 7 lub 14 tys. złotych, o ile się napisze fajny projekt i on zdobędzie uznanie jurorów. Wystartowaliśmy o to dofinansowanie na poziomie 7 tysięcy, bo tych większych grantów było mało i bałem się, że nie dostaniemy. Na szczęście udało się. Potrzebowaliśmy wtedy podmiotu z osobowością prawną. W akcję włączył się Torzymski Ośrodek Kultury. Dyrektor TOK Andrzej Kuchnio pomógł nam napisać projekt, zaplanować wydatki, wybrać urządzenia, no i został przy tym projekcie do samego końca – pomagał nawet je budować wspólnie z kilkoma ludźmi z Zakładu Gospodarki Komunalnej i Mieszkaniowej. Wkład gminy był na poziomie 50 procent kosztów. A rzeźbiarz Maciej Chwistek z Zamętu wykonał dla nas pamiątkową tablicę z nazwą miejscowości Drzewce.

Czyli jednak udało się wam jakieś działanie z gminą?

Tak, ale później mieliśmy kolejny pomysł, stopniowego remontowania naszej świetlicy w Drzewcach. Dostaliśmy z gminy informację, że u nas i tak jest dobrze, bo przynajmniej mamy salę. Są miejsca, gdzie nawet sal nie ma, więc tam trzeba budować w pierwszej kolejności, a nie remontować naszą, a nasza ma zostać tak jak jest. Tymczasem stan tej świetlicy był naprawdę kiepski. Zresztą do dziś nie ma tam ogrzewania, bo są tylko stare piece kaflowe. 10 lat czekamy i pewnie koszt wykonania takiej instalacji wzrósł przez ten czas 10-cio lub 20-krotnie. Teraz to już będą niebagatelne koszty i argument dla burmistrza, żeby tego w ogóle nie robić.
Na dzisiaj nie ma też w tej świetlicy wody. Tej wody, która była nam publicznie obiecana przez burmistrza Stanulewicza w TVP Gorzów. Wszyscy oglądaliśmy tamten materiał. I co? I nic. Ale takich niespełnionych obietnic było dużo. Też publicznych, bo składanych wobec nas – mieszkańców.

I co? Odpuściliście kwestię tej sali?

Oczywiście, że nie. Tak jak w kwestii boiska szukaliśmy możliwości zewnętrznego finansowania, czyli spoza gminy. I znaleźliśmy. Tzn. dopasowaliśmy projekt do naszych potrzeb. Polsko-Amerykańska Fundacja Wolności miała środki na organizację różnych wydarzeń. Wpisaliśmy się w to robiąc – uwaga! – warsztaty kulinarne! Na to akurat można było pozyskać środki np. na sprzęt do gotowania, garnki, na zorganizowanie wydarzenia, na opłacenie osoby, która poprowadzi warsztaty itd. My jako mieszkańcy wyremontowaliśmy i pomalowaliśmy świetlicę, założyliśmy krany i baterie do wody. I zaczęły się przepychanki z gminą o meble do kuchni. Ich koszt to było około 200 zł więcej niż w całej akcji zaplanowano. Ówczesny zastępca burmistrza powiedział mi, że teraz będę musiał dołożyć ze swoich… Tak się ostatecznie nie stało, ale niesmak pozostał. Przecież organizacja tego remontu też nas kosztowała. Wydawaliśmy prywatne pieniądze. Ktoś pojechał po materiały, ktoś jeździł z projektem to tu, to tam, wszystko społecznie. Po co na koniec jakaś przepychanka o 200 złotych?

I jak teraz ta świetlica działa?

Trochę kulawo, bo nie ma tam wody.

W ogóle?

W ogóle. Ani w kuchni, ani w toaletach. Jak zrobi się tam jakieś spotkanie czy imprezę, trzeba przywozić wodę w bańkach, a brudne naczynia zabierać ze sobą i myć w domu. No a w toaletach wiadomo… Spłukiwać wiadrem.

O co chodzi z tą wodą w Drzewcach?

Kolej, na której ziemi znajduje się miejscowa wieża ciśnień, po prostu ją odcięła.

Czyli odcięła ludziom wodę? Jak to? Dlaczego?

Gmina nie chciała wieży ciśnień przejąć, mimo że kolej to gminie oferowała. Dawała częściowo wyremontowaną infrastrukturę z ogrodzeniem, no ale jak nie, to nie… Kolej nie jest zobowiązana do zapewniania wody wszystkim mieszkańcom wioski. Musiała badać wodę, ponosić koszty. Nie chciała. Szczególnie, że ta infrastruktura w części doprowadzała wodę także do domów i mieszkań, które nie były kolejowe. Dlatego kolej chciała oddać wieżę i infrastrukturę gminie, ale gmina odmówiła. Najgorsze, że my jako mieszkańcy nic o tym nie wiedzieliśmy. Nikt nas nie poinformował: przyjechał pan zarządca z kolei i nagle zamknął zawory z wodą. I to wszystkim, którzy byli podłączeni pod tę kolejową infrastrukturę. To było w styczniu, więc ludzie z dnia na dzień, w środku zimy, z zostali bez wody! Wcześniej mieli ją w kranach, a tu nagle musieli nosić wodę w wiadrach. To jest szok jak sobie musisz nosić wodę np. do wanny… Trwało to kilka tygodni. Pisaliśmy do wszystkich świętych, przyjechały nawet telewizja TVP Gorzów i Radio Zachód robiąc materiały o tym, że ludziom w XXI wieku odcina się wodę i w końcu tę wodę na jakiś czas tutaj przywrócono. Tylko po to, żeby ludzie zdążyli wybudować sobie studnie. Ale wiadomo, że to ogromny koszt. Jak emeryt ma nagle sfinansować sobie budowę studni za ładnych kilka tysięcy złotych?

Gmina wam wtedy pomogła?

A skąd?! Zgłaszali się ludzie do gminy o pomoc, ale na próżno. Burmistrz stwierdził, że nie ma jak tym ludziom pomóc, więc zostali z tym problemem sami. Całe rodziny się na te studnie składały! Mamy żal do gminy, że jak pojawiała się sprawa wieży ciśnień, nie zawiadomiono o tym ludzi z wioski. Przecież wszyscy mieli by wtedy czas, żeby jakoś zareagować, a nie z dnia na dzień zostać odciętym od wody na wiele tygodni.

I jak to zostało rozwiązane?

Kolej wszystkim mieszkaniom kolejowym zrobiła studnie, a reszta mieszkańców musiała sobie zrobić studnie sama. Ale jak już była doprowadzana woda do mieszkań kolejowych, to można było też ją doprowadzić do świetlicy. Niestety, tak się nie stało. Tam, jak mówiłem, nadal nie ma wody.

Ostatnio burmistrz Stanulewicz był w Drzewcach. Pytaliście go o tę wodę do świetlicy?

Początkowo koszt takiego przyłącza wody to było ok. 10 tysięcy złotych. Później było już ze 20 tysięcy, a teraz burmistrz powiedział nam, że to będzie kosztowało aż 40 tysięcy złotych i on na to pieniędzy teraz nie da. Bo nie ma. Obiecał, że wodę nam zrobi, ale… nie wie kiedy (śmiech). Myślę że 40 tysięcy, które teraz trzeba wydać na studnię i przyłącze do świetlicy, w swoim czasie by wystarczyło na wcześniejsze dokończenie remontu kolejowej wieży ciśnień. Wystarczyło ją przejąć, wyremontować i ludzie mieliby wodę. A ponieważ tak się ie stało każdy musiał zrobić sobie studnię indywidualnie. Ile to w sumie kosztowało? Pewnie grubo ponad 100 tysięcy. A mimo to i tak nasza świetlica została bez wody… Gdzie w tym jakikolwiek sens? Widać, że w gminie brakuje gospodarza z prawdziwego zdarzenia i wszyscy za to płacimy. Z naszych prywatnych pieniędzy. A przecież pan Stanulewicz jest tu burmistrzem od ponad 20 lat, zna tę sytuację doskonale…

I teraz, przez te zaniechania, zaniedbania i wieloletnie nierozwiązywanie spraw, te kwestie stają niewykonalne…

Powiedzmy sobie szczerze: dla dobrze rządzonej gminy koszt nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych to nie jest kwota nieosiągalna, prawda?

Tak, ale to dla dobrze rządzonej gminy… Czyli nie mówimy o Torzymiu.

Dla takiej gminy, która ma duże środki z podatków, która przyciąga inwestorów, która jest aktywna, gospodarna i w której burmistrz myśli jak poprawić życie ludzi… Nie można mówić w kółko, że nic się nie zrobi, bo nie ma pieniędzy. To trzeba się ruszyć i zacząć te środki zdobywać. Takie zasłanianie się brakiem pieniędzy to jest zwykła bierność. Przecież można pisać projekty, walczyć o granty, o finansowanie zewnętrzne. Można pozyskać środki na rewitalizację starej infrastruktury, tylko trzeba chcieć coś zrobić. Ja tej ochoty u pana Stanulewicza nie widzę.

Inni też tak go postrzegają?

Dla nas referendum w kwestii odwołania burmistrza to ostatnia deska ratunku. Widzimy, że nic się tutaj nie dzieje i nic się przy obecnej władzy nie poprawi. Nie chcemy czekać, szkoda czasu. Ta gmina tkwi w zastoju już wiele lat, a życie nam ucieka. Mamy już tego dość. Trzeba brać sprawy we własne ręce.

Myślisz, że da się odwołać burmistrza w referendum?

Bardzo w to wierzę, bo widzę, ilu ludzi w gminie jest nim rozczarowanych. U nas też w Drzewcach zebraliśmy bardzo dużo podpisów pod inicjatywą referendum. Chcemy walczyć o swoje. Zresztą widzę, że warto, bo to przynosi skutek.

Co masz na myśli?

Wystarczyło, że gazeta „Forum” napisała o Drzewcach i o naszych kłopotach z przejazdem kolejowym, a niedługo później przyjechał do nas na spotkanie z mieszkańcami burmistrz Stanulewicz.

Jak przebiegało to spotkanie?

Przyszło dużo ludzi i chcieliśmy rozmawiać nie tylko o przejeździe, ale – skoro jest okazja – o wszystkich naszych problemach. Tymczasem burmistrz zaczął opowiadać dziwne rzeczy, że on został obsmarowany przez kogoś z nas w gazecie i ta osoba ma się przyznać. A później zaczął ataki na gazetę, rzucał jakieś dziwne oskarżenia, toczył jakieś prywatne wojenki. Myślał chyba, że jest na wiecu wyborczym. Powiedzieliśmy mu: „Panie! Jest pan w Drzewcach, mów pan o naszych problemach!”.

I opowiedział, jakie ma dla was rozwiązania?

A skąd! Przekrzykiwał nas, nie dawał nam dojść do słowa. A szczególnie mnie przerywał i zakrzykiwał. Zupełnie jakby był na targowisku. Ale nie daliśmy się! Poruszyliśmy wszystkie kwestie, na których nam zależy: od przejazdu, poprzez salę, wodę, wieżę ciśnień, aż po drogę i chodnik.

I co? Jakie dostaliście odpowiedzi?

Takie jak zwykle. Że to wszystko kosztowne, że w gminie nie ma na to pieniędzy, że Rada Miejska za takimi inwestycjami u nas nie zagłosuje. Czyli, że generalnie nic się nie da zrobić. Nie zostawił nam żadnej nadziei. No to dobra, to sprawa jasna. Potrzebujemy kogoś innego, kogoś kto jest w stanie coś z tym zrobić. Damy temu wyraz w dniu referendum głosując za odwołaniem burmistrza. Ale wiesz co jest najlepsze?

Tak?

Po spotkaniu z burmistrzem wnieśliśmy pismo do gminy i do kolei, żeby wstrzymać postępowanie zmierzające do zamknięcie przejazdu. Z wnioskiem, żeby gmina przejęła drogę od kolei. I nagle burmistrz w dwa tygodnie wziął się do pracy: dał radę przysłać tu osobę z gminy, znalazł dojście do starostwa w Sulęcinie, także do starostwa w Świebodzinie i do kogoś z kolei. Ci ludzie się tu spotkali i coś tam rozmawiali. Nam jako mieszkańcom nie przekazano, czy coś konkretnie ustalono, my nadal nic o tym nie wiemy. Ale, jak widać, dopiero, gdy burmistrzowi zajrzało w oczy widmo referendum, zaczęło coś się dziać. To nas utwierdza w przekonaniu, że warto walczyć o swoje. Żyjemy nadzieją, że w Drzewcach uda się coś zmienić. Ale wiemy też już, że bez zmian w gminie wszystko u nas pozostanie po staremu.

Rozmawiał DK