Ten tekst wstępu do tego numeru gazety miał być zupełnie inny. Ale w przedostatni dzień marca na sesji Rady Miasta i Gminy Torzym wydarzyło się coś, obok czego obojętnie przejść nie można. Podważony został bowiem sens istnienia sesji jako najważniejszego elementu lokalnej, samorządowej demokracji.

Nawet tak autokratycznie rządząca partia jak PiS, o której wszyscy wiedzą, że najważniejsze decyzje zapadają na ulicy Nowogrodzkiej (gdzie znajduje się siedziba partii i gabinet prezesa), nie poważyła się na podważenie istoty obrad sejmowych. Owszem – zdarzało się już, że na obrady przychodziła garstka posłów, że czas wypowiedzi posłów był skracany do absurdalnego minimum, że odbierano ten głos za byle niespójność z przebiegiem obrad. Ale jednak – osoby odpowiedzialne, premier, ministrowie, sprawozdawcy ustaw zawsze karnie wychodzą na mównicę, odpowiadają na pytania, choćby te najbardziej zaczepne, są do dyspozycji opozycji, choćby byli w nie wiadomo jak ostrym politycznym sporze.

Podczas marcowej sesji burmistrz uznał, że nie musi omawiać na sesji wątpliwości podniesionych przez kontrolę Regionalnej Izby Obrachunkowej, która wytknęła jemu i jego urzędnikom kilkadziesiąt błędów, pomyłek i nieścisłości. Nie musi, bo wszystko zreferował na tzw. „komisji wspólnej”. Na wszelki wypadek nie transmitowanej, z której, także na wszelki wypadek, protokołów ze świecą szukać. „To, co można było powiedzieć, powiedziałem na komisji” – usłyszeliśmy, a „mieszkańcy dokumenty mogą sobie przeczytać”.

Na pytanie związane z cyfryzacją gminy i działania na rzecz doprowadzenia światłowodu do miejsc, w których go nie ma padło lakoniczne „tak”. Ironiczne „tak” z uśmieszkiem. Burmistrz świetnie się ubawił wymawiając to swoje „tak” i odmawiając dalszych wyjaśnień, nie wiemy, czy tak świetnie się bawią wykluczeni cyfrowo mieszkańcy gminy. Raczej nie.

Dyskusję o gospodarce śmieciami i ewentualnej podwyżce ważnej dla wszystkich przeniesiono na komisję. Czy na następnej sesji, gdy podwyżka będzie uchwalana, znów usłyszymy, że na sesji nie ma co o tym mówić, bo wszystko padło na komisji, której oprócz radnych nikt nie słyszał?

Radna Ratuszniak, która zwykle siedzi cicho jak mysz pod miotłą, ni z tego, ni z owego zdobyła się na najdłuższy chyba w tej kadencji swój monolog strofując radnych, którzy drążą tematy i chcą się czegoś dowiedzieć.

Proszę Państwa! To się po prostu w głowie nie mieści, a ręce opadają.

Sesja rady to właśnie takie nasze, lokalne obrady sejmu. Wszelkie komisje z założenia służą tylko przygotowaniu tych obrad. Prawdziwa dyskusja, prawdziwa wymiana poglądów, informacji, prześwietlanie działań władz i uchwał (czy też ustaw – jeśli chodzi o sejm) to domena obrad – sejmu czy też rady w naszym przypadku. Bo sesja rady to tak naprawdę najważniejsze forum, na którym podejmowane są wszystkie kluczowe decyzje.

Przykre, że samorządowcy, którzy kilka czy kilkanaście, czy 23 lata, a może jeszcze dłużej pełnią swoje role – takich podstawowych rzeczy się nie nauczyli, nie doczytali, nie zrozumieli. Nie wiedzą po prostu.

Nic, tylko ręce załamać. To po prostu nie do wiary, gdzie oni się uchowali.

Jasne, wiemy, w tej gminie tyle rzeczy się zamiata pod dywan, że lepiej, jeśli jest cisza i spokój, jeśli nikt nie zadaje niewygodnych pytań, nie drąży, nie docieka. Taktyka odwracania kota ogonem jest najlepszą taktyką w takiej sytuacji. Tylko, że nie ma nic wspólnego z demokracją.

Chcieliśmy poświęcić to miejsce na życzenia, więc przynajmniej na koniec – życzymy mieszkańcom gminy więcej demokracji i władz, które rozumieją, co to znaczy „demokracja” i „samorząd”. Nie od święta, a na co dzień.